piątek, 6 lutego 2015

Rozdział IX

-Cześć skarbie. -obudził mnie głos Marco. Otworzyłam oczy, a ten leżał obok mnie.
-Marco? Gdzie Ty byłeś?
-Nieważne -uśmiechnął się dość sztucznie.
-Ważne.
-Ważne, że już wróciłem i chce się Tobą nacieszyć. Niby trzy dni, a tak tęskniłem. -próbował mnie pocałować.
-Wyobraź sobie, że ja też tęskniłam, tylko z tą różnicą, że Ty wiedziałeś co się ze mną dzieje, ja nie. -zdenerwowałam się. Znika bez słowa na trzy dni, nagle wraca i zachowuje się jakby nic się nie stało.
Zeszłam na dół. Łukasz też już nie spał. Siedział i oglądał telewizję.
-Jak tam zakochańce?
-A jak ma być? Zniknął bez słowa, wrócił i nie ma zamiaru nic wyjaśniać, świetnie.
-Jesteś na niego zła?
-A Ty byś nie był? Jestem jego dziewczyną, więc chyba mam prawo wiedzieć takie rzeczy. Jeszcze teraz kiedy... no wiesz.
-Kiedy co? -w salonie pojawił sie Marco
-Kiedy nic. Ty nie chcesz mówić to ja też nie będę.
Poszłam do pokoju, a następnie do łazienki. Umyłam się, ubrałam, poczesałam. Wzięłam telefon oraz słuchawki i zeszłam na dół.
-Piszczu, idę się przejść. -oznajmiłam przyjacielowi.
Chciałam wyjść, ale Reus złapał mnie za rękę.
-Gdzie byłeś? -cisza - to pa.
-Ach te kłótnie przedmałżeńskie! -usłyszałam w tle głos Łukasza
-Morda Piszczek!

***
Po wyjściu dziewczyny bezradny Marco usiadł  na kanapie. 
-A nie łatwiej jej po prostu powiedzieć? Zrozumie. 
-Jasne. -odmruknął. -prosiła, nie posłuchałam. Teraz mam za swoje. I wiesz co? Nie żałuje. -powiedział już znacznie głośniej.
-Ale musisz jej powiedzieć. Za kilka dni może być już za późno.
-Co? Przecież przez taką głupotę jej nie stracę.
-Głupotę? Ukrywasz przed Nią gdzie byłeś 3 dni. Ale masz racje, przez to jej nie stracisz. Za bardzo Cię kocha idioto. Tylko żebyś później nie żałował.
-O czym Ty mówisz?
-Nieważne, albo Ty jej powiesz albo ja to zrobię. 

***
Chodziłam po parku. Zastanawiałam się czy powiedzieć Marco prawdę czy nie. Nie mogę przed Nim tego ukrywać. Ale jak mam mu powiedzieć, że niedługo nie będzie mnie tutaj? Tylko Łukasz wie o wszystkim. Usiadłam na ławce podkulając nogi. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego akurat teraz muszę odchodzić? Dlaczego teraz musimy się kłócić? 

***

Ktoś usiadł obok Leny. To był On -Marco Reus. Mimo, ze nie mówił jej prawdy dziewczyna momentalnie się do niego przytuliła. Siedzieli nic nie mówiąc. Ona cicho płakała mocząc łzami jego ciemną bluzę.
'Albo teraz, albo nigdy' -pomyśleli jednocześnie.
-Muszę Ci o czymś powiedzieć. -powiedzieli w tym samym momencie. Mimo całej sytuacji oboje cicho się zaśmiali.
-Ja zacznę, ok? -powiedział Niemiec. W odpowiedzi dziewczyna lekko skinęła głową. Bardzo bolały go łzy dziewczyny. Traktował ją tak poważnie, jak nikogo nigdy wcześniej. W głębi duszy obiecał sobie, że już nigdy więcej nie dopuści do tego, żeby jego ukochana płakała. -Możemy się przejść?
-Pewnie. -blondynka blado się uśmiechnęła.
Wstali z ławki i szli trzymając się za ręce. Marco powoli zebrał się w sobie, Objął ukochana i zaczął mówić.
-Nie wiem jak zacząć...
-Prosto z mostu.
-Byłem... w areszcie.
-C-co? -spojrzała na chłopaka. -Dlaczego to przede mną ukrywałeś?
-Nie chciałem żebyś się martwiła. Bałem się, że Cię stracę.
-Serio myślałeś, że przez to Cię zostawię?
-Nie wiem, bałem się. -lekko się zarumienił.
-Nawet w takiej sytuacji jesteś cholernie słodki. -lekko wspięła się na palce i cmoknęła blondyna w policzek.
-W ogóle to za co Cię zamknęli?
-Za pobicie. Przepraszam, że Cię nie posłuchałem, ale jak sobie przypomnę tę noc, Ciebie... -mocniej przytulił dziewczynę - No szlag mnie trafia! Nie mogłem inaczej. Byłem taki wkurzony, ze miałem ochotę ich zabić. A skończyło się tylko tym, że wylądowali w szpitalu.
-I mówisz o tym tak spokojnie? A jak Cię wsadzą za kratki?
-Spokojnie, nie wsadzą. Nie mają dowodów.
-Co nie zmienia faktu, że przez Ciebie człowiek leży w szpitalu.

-A myślisz, że jak Ty leżałaś to Oni się przejmowali?
-Co? Nie, to nie tak, tylko...
-Kocham Cię i zrobię dla Ciebie wszytko, wiesz?
-Wiem, ale...- nie pozwolił jej mówić. Pocałował ją, robiąc to czego obojgu brakowało. Razem byli najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Emocje wzięły górę i do oczu dziewczyny zaczęły napływać łzy. Zdezorientowany piłkarz ponownie przytulił ukochaną. 

***

-Czemu płaczesz? -zapytał cicho.
-Bo ja... -nie było dane jej dokończyć. Poczuła, że robi jej się słabo. Osunęła się na ziemię i straciła przytomność. 
-Lena, co Ci jest?! -zapytał Marco, ale nie otrzymał odpowiedzi. 


Zadzwonił po karetkę, która zaraz zjawiła się na miejscu. 
W szpitalu zjawił się również Piszczek. Widząc ukochaną dziewczynę i przyjaciółkę podpiętą do tych wszystkich urządzeń serca piłkarzy rozpadły się na miliony kawałków. Z sali wyszedł lekarz.
-Co z Nią? -zapytał Polak. 
Marco ciągle patrzył przez szybę jak urządzenia podtrzymują życie najważniejszej osoby w jego życiu. 
-Musimy czekać.
-Na co do cholery? Aż umrze?! Róbcie coś!
-Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, przykro mi. -lekarz odszedł. 
-Piszczek usiadł na jedno z krzeseł. Pojawiła się tak nagle, wiele zmieniła, a teraz odchodzi. Żadnemu z nich nie mogło zmieścić się to w głowie. Tak bardzo Ją kochali, a Ona umierała na ich oczach.
-Możemy do niej wejść?
-Proszę to założyć. -pielęgniarka podała im fartuchy. 
Weszli do sali. Usiedli przy szpitalnym łóżku. Marco płakał jak dziecko. Łukasz starał sie go pocieszyć, ale jemu również nie było łatwo. Chwilami była dla niego ważniejsza od jego własnej dziewczyny. Kochał ją jak siostrę. Reus próbował powstrzymać łzy, ale nie dał rady, była dla niego wszystkim. Dzięki nie zmienił się. 
Mijały koleje godziny. W stanie dziewczyny nic się nie zmieniało. 
Marco siedział przy łóżku ukochanej, a Łukasz z Agata czekali przed salą. Niemiec wspominał chwile spędzone razem i wierzył, że jeszcze przeżyją wiele pięknych przygód - razem. 
-Nie możesz odjeść. -wyszeptał całując rękę dziewczyny. 

***

W pewnej chwili ręka dziewczyny drgnęła. Blondyn zerwał się z miejsca.
-Cały czas tu jesteś. -wyszeptała uśmiechając się.
-Przecież nie mógłbym Cię zostawić.
-Kocham Cię, Marco.
-Ja Ciebie też skarbie. 
-Obiecaj, że jak odejdę ułożysz sobie życie.
-Nie odejdziesz. -uśmiechnął się. 
-Obiecaj. -prosiła.
-Obiecuje, ale Ty obiecaj, że nigdy nie odejdziesz.
-Nie mogę, to koniec, przepraszam. Zawsze będę obok. -powiedziała i zamknęła oczy. Dopiero teraz do Niego dotarło, że już nigdy może ich nie otworzyć. W jednej chwili aparatury zaczęły piszczeć.
Polepszyło się przed śmiercią...

___________________________________________________
Aj em bek XD
zabijecie mnie z końcówkę, ups
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział... a może epilog? xx Postaram się jak najszybciej.
A teraz taka mała prośba do Was. Chce zobaczyć ile osób to jeszcze czyta. więc jeśli tu jesteś, a nie chce Ci się nic pisać to wstaw chociaż emotkę, coś w stylu 'jestem' 'przeczytałam/em' albo chociaż *emoji środkowego palca* (coś dla Cb xD) także
Czytasz - skomentuj. 
Pozdrawiam x