sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział V

Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.
***

Marco
Odprowadziłem Lenę do klubu, a sam wziąłem Łukasza i wyszliśmy na zewnątrz. Opowiedziałem mu o zdarzeniu z parku. Znowu zobaczyliśmy znowu tego kolesia. Wkurzyłam się i chciałem do niego podejść, ale Piszczek mnie zatrzymał.
-I co mu powiesz? On może być niebezpieczny.
-W dupie to mam.
-A jak Ci coś zrobi?
-A jak zrobi coś Lenie? - wyrwałem mu się i podszedłem do nieznajomego, a Łukasz za mną.
-Jakiś problem? - zapytał udając głupiego.
-Co Ty od niej chcesz? - zdenerwowałem się.
-Od tej szmaty? Zupełnie nic. -szyderczo się uśmiechnął.
-Jak ją nazwałeś? -odepchnąłem go.
-Szmata. Przeliterować?
-Już nie żyjesz! - zaczęliśmy się szarpać, aż Łukasz nas rozdzielił. A ten ciągle się uśmiechał...
-Puść mnie to mu zmażę ten uśmieszek z ryja. -Próbowałem się wyrwać.
-Chcesz mieć więcej kłopotów? 

Chwilę później...
-Nieźle się wkręciłeś w tą dziewczynę... Czemu Ci tak na niej zależy>
-Bo ją kocham. -Łukasz spojrzał na mnie zdziwiony. No tak, do tej pory traktowałem dziewczyny jak zabawki. -Znaczy lubię. -szybko się poprawiłem.
-Mnie nie oszukasz. Zakochałeś się.
-I co z tego?
-Czemu jej tego nie powiesz?
-Powiem, ale jeszcze nie teraz.
-Bo?
-Bo boje się, że ją stracę...
Wróciliśmy  pod klub. Przed drzwiami czekała zdenerwowana Lena.
-Co Ci się stało? -bardziej się zdenerwowała. No rzeczywiście... lała mi się krew z nosa i miałem podbite oko, ale tym razem lewe. (y)
-Nic takiego...
-Jak to nic. Przecież widzę.
-Powiedzmy, że stanąłem w twojej obronie. Idę się ogarnąć. -uśmiechnąłem się.

Lena
Marco poszedł do łazienki, a ja zostałam z Łukaszem. Opowiedział mi o tym, co się stało. Byłam im bardzo wdzięczna, bo mimo, że tak krótko mnie znają, tak mnie bronią i pomagają, ale byłam zła na siebie, że do tego dopuściłam. Marco nie może się tak narażać. Jeśli mu się coś stanie ja sobie tego n i g d y nie wybaczę. Łukasz poszedł do środka, a ja postanowiłam zostać przed klubem. Podszedł do mnie jakiś koleś, chyba ten sam, którego widziałam w parku. Chciałam wejść do środka, ale on złapał mnie za rękę.
-Puść mnie! -krzyknęłam
-Jeszcze oboje tego pożałujecie. -szepnął
-Zostaw Marco w spokoju! 
-W snach kochanie. A to, żebyś mnie zapamiętała. - przejechał mi żyletką po przedramieniu i uciekł. Od razu z rany wypłynęło dużo krwi. Z klubu wyszedł Marco.
-Lena! Co się stało?
-To on! Mówiłam Ci, że będą się mścić! -płakałam
-Zabije! -zdenerwował się. -nie płacz. -przytulił mnie. -Bardzo boli?
-Możesz mnie odwieść?
-Poczekaj, powiem Łukaszowi, że już się zmywamy.
Po chwili Marco był z powrotem. Wsiedliśmy do samochodu. Blondyn opatrzył mi rękę bandażem. Zegar wskazywał 2:15. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu Reus'a.
-A dlaczego tutaj, a nie u mnie?
-Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą. -zaśmiał się.
-Ale...
-Ale? Nie ma ale. Wysiadamy.

W środku...
Marco ponownie opatrzył rękę.
-Jak do jutro nie będzie lepiej jedziemy do szpitala.
-Okej... -niechętnie się zgodziłam. -Mógłbyś mi dać jakąś koszulkę?
-Pewnie. - poszedł do garderoby i przyniósł to o co poprosiłam.
-Dzięki. -blado się uśmiechnęłam
-Ejej, co to ma być? Chyba się obrażę.
Nic nie powiedziałam tylko podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-Już lepiej. -powiedział słodko sie uśmiechając.
-Głupek. -zaśmiałam się i poszłam do łazienki na piętrze. Czułam, że coraz bardziej się w Nim zakochuje... On nie może się o tym dowiedzieć, bo to zniszczyło by naszą przyjaźń. Wolę udawać, że jest dla mnie przyjacielem i mieć go blisko, niż powiedzieć mu prawdę i go stracić. Wyszłam z łazienki.
-W kuchni. -usłyszałam. No tak, przecież wiem gdzie to. -,- Zeszłam do schodach do salonu, na szczęście kuchnia była obok, tylko dlaczego nie zauważyłam jej wcześniej?
-Słodko wyglądasz. - uśmiechnął się. -chodź na górę.
-Serio? Znowu muszę wchodzić po tych schodach?
-Hmm... nie. -Poczułam, że się unoszę
-Skoro nie chcesz iść to Cię poniosę. - śmiał się i powoli wchodził po schodach.
-Postaw mnie głupku. -również się śmiałam.
-Jeszcze chwilkę... i już. -powiedział kładąc mnie na łóżku w swojej sypialni. - I widzę, że humorek lepszy.
-Głupi jesteś.
-Wiem. - znowu ten słodki uśmiech. *o* -Ja śpię na dole. Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj. -znowu uśmiech.
-Dobranoc. -również się uśmiechnęłam.
Ułożyłam się wygodnie. Cały czas myślałam o Marco... Miałam przed oczami ten jego słodki uśmiech. Zasnęłam... ale nie na długo. Obudziłam się przerażona tym co zobaczyłam we śnie. Było to coś, co chciałam zrobić już dawno. Nie mogłam o tym nikomu powiedzieć, nawet Marco.
-Co się stało? - Zapytał przerażony stojąc w drzwiach. - usłyszałem twoje krzyki. -Zaraz... jakie krzyki? Od pewnego czasu mam te koszmary, ale nigdy nie krzyczałam przez sen, a może mi się tylko tak wydawało.
-Koszmary...
-Zostać z... albo nie to głupie.
-Zostań. Połóż się obok. -uśmiechnęłam się, a On zrobił to o co poprosiłam. 
-Jejku, cała się trzęsiesz. Przytulić?
-Jak możesz. -przytuliłam się do Marco i zasnęłam. Czułam się bezpiecznie. Gdyby ktoś nas teraz zobaczył nie uwierzyłby, że jesteśmy przyjaciółmi...
____________________________________________
Jestem! :D
Przepraszam, że dopiero teraz dodaje ten rozdział, ale zwyczajnie nie miałam czasu :)
Nie wierzę, że to już koniec tych wakacji... Wam też tak szybko minęły? :< 
A co do rozdziałów podczas roku szkolnego. Powinny się pojawiać raz na tydzień góra dwa, obiecuje ;p
Czekam na Wasze komentarze :)
Pozdrawiam i życzę miłego powrotu do szkoły ;3 *o ile to możliwe ;p*

9 komentarzy = next ;3

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział IV

Rozdział IV

‘Teraz jest mi tak cholernie smutno, że chcę o tym komuś powiedzieć,
ale to musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może i nie ma jak mnie zranić.’

***
                Wróciłam do mieszkania i włączyłam telewizor. Byłam głodna,, więc zrobiłam sobie jedzenie. Kiedy skończyłam jeść, zaczęłam przygotowywać się do wyjścia z Marco i jego znajomymi. Najpierw wzięłam prysznic, a następnie poszłam do pokoju, żeby wybrać ciuchy. Postawiłam na sukie
nkę i szpilki. Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Na co dzień robię jedynie kreski, nie lubię się malować. Następnie pokręciłam włosy. Założyłam łańcuszek i bransoletkę. Równo o 18 dostałam wiadomość od Marco. Wyjrzałam przez okno. Stał oparty o swój samochód. Tak słodko wyglądał. Ej, Lena… tylko się nie zakochuj! Wyłączyłam telewizor, zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół.
-Cześć. –powiedział blondyn.
-Hej. –uśmiechnęłam się.
-Ślicznie wyglądasz. –zbliżył się do mnie i pocałował w policzek. Poczułam się tak… wyjątkowo. Ugh! Ogarnij się.
-Ty też nie najgorzej. –odpowiedziałam. Marco był ubrany w czarne rurki i białą koszulę. – I nawet nie widać, że masz podbite oko. – zaśmialiśmy się.
-Zapraszam. –powiedział otwierając drzwi samochodu.
Usiadłam na miejscu pasażera, a Marco zajął miejsce kierowcy. Po kilku minutach drogi zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.
-Po co tu stoimy? –zapytałam kiedy wysiedliśmy z auta.
-To dom Agaty i Kuby. –pokazał na młode małżeństwo kierujące się w naszą stronę.
Przedstawił mnie i wsiedliśmy się a następnie do samochodu Marco. Po jakimś czasie dojechaliśmy do klubu w centrum miasta. Przed rozpoczęciem zabawy poznałam Roberta, Anię, Matsa, Cathy,, Nuriego, Tugbę, Mitchella, Riri i Svena. Na końcu przywitałam się z Łukaszem, który jako jedyny, oprócz Marco, wiedział o wszystkim. Przyznam, że z nim i Agatą rozmawiało mi się  najlepiej. Dziewczyna Łukasza – Camilla od początku wydała mi się jakaś dziwna. Była taka sztucznie miła. Miałam wrażenie, że jest ciągle patrzy na Marco i że jest o niego… jakby zazdrosna. Może to tylko moje głupie wrażenie.
Przez cały wieczór bawiłam się świetnie. Wszyscy byli mega przyjaźni. Było już ciemno, akurat gadałam z Riri, kiedy podszedł do mnie Marco.
-Porywam Ci ją na chwilę. –powiedział z uśmiechem do dziewczyny.
-Marcooo, ale ja już nie dam rady tańczyć.
-To chodź na spacer. –uśmiechnął się. – Tu niedaleko jest park. –spojrzał na mnie.
-Dobra, wygrałeś.
Wyszliśmy z klubu, a następnie kierowaliśmy się do parku. Chodziliśmy ścieżkami i rozmawialiśmy.
-Czy tylko ja mam wrażenie, że Camilla jest o Ciebie zazdrosna? – zapytałam
-Camilla? –zdziwił się. – Nie, nie sądzę. Ona ma Łukasza.
-Nie wiem…
-Też jej nie lubię. –zaśmiał się. –chodź, usiądźmy tutaj. –wskazał na ławkę.
-Siedzieliśmy i patrzyliśmy na gwiazdy.
-Ta jest moja. –pokazałam na największą
-Ej, ja ją chciałem – ‘zasmucił’ się – to tamta jest moja.
-Nie chce Cię martwić, ale to samolot…
-W takim razie moja siedzi obok. –przysunął się do mnie i chciał pocałować. –Przepraszam.
-Nic się nie stało. –uśmiechnęłam się i zapanowała cisza.
-Nie zimno Ci? –blondyn przerwał niezręczny moment.
-Troszkę.
-No to wracajmy.
-Wolę tu posiedzieć. –uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Nie mam bluzy ani nic, ale mogę Cię przytulić. –popatrzył na mnie
-Musisz być taki?
-To znaczy jaki?
-Taki… kochany.
-Chyba tak. –powiedział po chwili zastanowienie przymrużając oczy. Zaśmialiśmy się, a On mnie objął. Położyłam głowę na jego ramieniu.  Siedzieliśmy tak przez chwilę, nic nie mówiąc.
-Wracamy? –zapytałam
-Jak chcesz. – wstał z ławki i ruszyliśmy do klubu. Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.

_________________________________________
Jestem! <3
Jejku, jaki krótki :c Ale spokojnie jeszcze tylko jeden taki, a później mam już napisane dłuższe :)
Wczoraj wróciłam z Wrocławia i powiem Wam, że jest tam naprawdę świetnie *o*
Dziękuje Wam za komentarze :) 
Jutro chyba wyjeżdżam, więc nie wiem kiedy dodam kolejny, ale postaram się jak najszybciej :)
Pozdrawiam i do zobaczenia ;* 

8 KOMENTARZY = NEXT ;3
CZYTASZ? - SKOMENTUJ ;*

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział III

‘Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić,
Bo chodźmy człowiek był nie wiadomo jak dzielny,
Czasami czuje się samotny’

***
                Siedzieliśmy na jakiś starych schodach. Byłem taki szczęśliwy! Bardzo się cieszę, że mi zaufała. Wiem jedno- muszę pomóc jej z tym skończyć.
-Wymyśle coś i pomogę Ci zostawić to wszystko.
-Nie, Marco oni zrobią Ci krzywdę.
-Nie bój się. Będzie dobrze. -uśmiechnąłem się. –Tutaj masz mój numer. Widzimy się jutro.
-Marco, dziękuje.
-Za co?
-Jesteś jedyną osobą, która chce mi pomóc.
-Do zobaczenia. –ponownie się uśmiechnąłem. –Może cię odwieść do domu?
-Nie, dzięki, poradzę sobie.
Wróciłem do domu około północy. Do rana nie mogłem zasnąć. Byłem taki szczęśliwy…


-A Tobie co? –zapytał Łukasz w drodze na trening.
-Pamiętasz tę dziewczynę, która na mnie wpadła wczoraj?
-No tak.
-Więc… -opowiedziałem mu o wszystkim.
-Wow, ale akcja. Jak chcesz jej pomóc?
-Tego jeszcze nie wiem, ale coś wymyśle...
-Ty i myślenie? Hhahahahaha już to widzę. –„poczochrał” moje blond włosy.

***
Kilka dni później
                Rano zadzwonił Toni, który powiedział,  że ma dla mnie kolejne zlecenie. Kiedy byłam już w fabryce, wręczył mi kopertę. Otworzyłam ją i wyjęłam ze środka małą karteczkę. Było na niej napisane:
Marco Reus
25 lat
Piłkarz Borussii Dortmund
Oraz jego adres. Dołączone było również zdjęcie. To był ten sam Marco, który chciał mi pomóc. Zaraz, moment… Więc skoro jest On piłkarzem i to Borussii to musi być mega popularny. Może mieć każdą, a chce pomóc właśnie mnie? Nie interesuje się piłką, ale o Borussii słyszałam nie raz. No mogę Go zabić, nie mogę!
-Toni poczekaj. Ja nie mogę tego zrobić.
-Jak to?
-Nie chce.
-Już nie pamiętasz naszej umowy?
-Pamiętam, ale nie mogę.
Poczułam, że upadam na ziemię, a po chwili straciłam przytomność. Ocknęłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Miałam związane ręce i nogi. Doszłam do wniosku, że to pomieszczenie zamykane na klucz w piwnicy. Wszystko mnie bolało. Udało mi się wyciągnąć telefon z kieszeni. Powoli napisałam wiadomość.
‘Potrzebuje Twojej pomocy, jestem w piwnicy fabryki. Lena’
I wysłałam do Marco. Z trudem schowałam telefon i czekałam próbując sobie przypomnieć jak stąd wyjść. Kilkanaście minut później ktoś próbował otworzyć drzwi.
-Lena, jesteś tam? To ja, Marco.
-Tak, jestem.
Marco zrobił  ‘z buta wjeżdżam’ i był już obok mnie.
-Jesteś. – uśmiechnęłam się. Dzięki niemu uśmiechałam się coraz częściej.

-Nie mógłbym inaczej. –odwzajemnił gest. Rozwiązał mnie i pomógł wstać. Już wychodziliśmy z znienawidzonego pomieszczenia, kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Był to nie kto inny niż Toni.
-Marco, uciekaj. Oni chcą Cię zabić. –szepnęłam mu do ucha.
-Przecież Cię tu nie zostawię. –powiedział biorąc mnie za  rękę. Biegliśmy do wyjścia ale stał tam jakiś koleś. Rzucił się na Marco. Na szczęście ten umiał się nieźle bić. Kiedy udało mu się uwolnić, wybiegliśmy z fabryki. Wsiadając do samochodu usłyszeliśmy głos Toniego.
-To jeszcze nie koniec. Oboje tego pożałujecie!


-Wszystko w porządku? –zapytał Marco z podbitym okiem, kiedy już jechaliśmy autem.
-Tak, dziękuje. Pokaż to oko… Bardzo boli?
-Nic mi nie będzie. –uśmiechnął się.
-Marco, ja Cię strasznie za to wszystko przepraszam, bo widzisz…
-Cii, nie masz mnie za co przepraszać.
-Ale to wszystko przeze mnie.
-Przestań… Jak do tego doszło?
-Dostałam zlecenie, żeby z Cię zabić, ale ja… nie mogłam tego zrobić.
-Dlaczego?
-Bo jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Poza Tobą nie mam nikogo. –powiedziałam cicho i poczułam, że się rumienię.
-Ślicznie Ci z rumieńcem. –zaśmiał się.
Kiedy dojechaliśmy do mojego mieszkania wysiedliśmy z pojazdu. Marco oparł się o swój samochód, a ja kierowałam się w stronę mojego mieszkania.
-Poczekaj, masz jakieś plany na wieczór? –zapytał z uśmiechem.
-Nie mam. –odwzajemniłam gest.
-To może wyskoczysz gdzieś ze mną i znajomymi?
-Ale ja nie znam Twoich znajomych…
-To poznasz. Nie też nie znałaś. –ciągle się uśmiechał.
-Ale…
-Nie wymyślaj, wpadnę po Ciebie o 18.
-No dobra. To idę, pa.
-Do zobaczenia.
-A i jeszcze raz przepraszam za to wszystko…
-Spokojnie, coś zrobię z tym okiem do wieczora. -zaśmiał się- pa.

Tylko się uśmiechnęłam i poszłam do mieszkanie. A Marco oparty o samochód patrzył z uśmiechem jak odchodzę. To dziwne, że przez jedną osobę teraz tak często się uśmiecham. On jest taki kochany… I pomyśleć, że prawie wcale się nie znamy...
_____________________________________________
I jest trójeczka ^^
Dziękuje za komentarze i 2 tys. wyświetleń ;* Co do długości rozdziałów to tak jak pisałam ostatnio. Od 6 będą dłuższe. :) Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo mam teraz trochę wyjazdów. Jest już napisany. Postaram się jak najszybciej ;D
Pozdrawiam ;*

9 komentarzy = next ;3

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział II

‘Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera. ‘    

***
            Po raz kolejny odebrałam komuś życie, ale tym razem czułam się jakoś inaczej niż zwykle... Można powiedzieć, że kiedyś zabijając nie czułam nic. Było mi to obojętne. Kolejna osoba traci życie, abym to ja mogła żyć. Teraz tak nie było… Czułam jak wielki ból poczuje jego rodzina gdy dowie się, że tak bliska im osoba nie żyje… Że nie porozmawiają z nim. Z tego co się dowiedziałam ma, a w sumie miał żonę i małe dziecko. Nie mogę przestać o tym myśleć…

-Muszę z tym skończyć! Ja tak dłużej nie mogę! –oznajmiłam Toniemu.
-Już nie pamiętasz naszej umowy? Albo robisz to co Ci każemy, albo twoja piękna buźka nie będzie już taka piękna. Sama wybierz. –szyderczo się uśmiechnął i odszedł.

Nie chce już tego robić. Coś się we mnie zmieniło, ale się boje, tak cholernie się boje…

***
Victorii nie ma już w Dortmundzie i bardzo się z tego cieszę. To był najdłuższy tydzień w moim życiu. Ale przynajmniej się zabawiłem. Myślała, że poważnie mi się podoba.
Szliśmy z Łukaszem na trening. Nagle jakaś dziewczyna potknęła się i wpadła na mnie.
-Nic Ci nie jest? –zapytałem
-Wszystko w porządku.
-Jestem Marco a to jest Łukasz. –na mojej twarzy pojawił się uśmiech
-Jestem Lena. –powiedziała nawet na mnie nie patrząc. Uniosłem jej głowę tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Przepraszam. –dodała i uciekła.
-Jaka dziwna. –powiedziała Łukasz z miną ‘wtf?!’
-Ale jaka ładna…
 Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Może i Łukasz coś mówił, ale w mojej głowie była tylko ta dziewczyna. Szkoda, że nic o niej nie wiem… Postanowiłem, że ją znajdę i to zrobię. Po skończonym treningu ja, Lewy, Kuba, Łukasz, Mats i Nuri udaliśmy się na rowery.
-O! Patrzcie! Ogrodniczy. –darł się Kuba
-Wiocha za 3..2..1..teraz! –powiedzieliśmy równo i wbiegliśmy do sklepu.
-Z drogi śledzie, Mats na taczkach jedzie. –krzyknął Lewy kierując taczkami, w których siedział Hummels.
-Uwaga na… Ups!- chłopcy wylądowali pod stertą narzędzi typu grabie.
-Ochrona! Proszę ich wyprowadzić. 
Nuri nie wyszedł z nami udając, że nas nie zna. Podszedł do niego jeden z ochroniarzy mówiąc:
-A dla pana specjalne WYPROSZENIE?
-You talking to me?
-Proszę wyjść. –złapał go za ramię.
-Pff..
Chwilę pojeździliśmy po Dortmundzie, a następnie każdy z nas wróciło siebie.  Nie mogłem siedzieć w domu, więc wsiadłem w samochód i ruszyłem. Coś mi mówiło, żebym jechał do tej starej fabryki na obrzeżach miasta. Mimo, że było ciemno kierowałem się właśnie tam. Myślałem o Lenie. Widziałem ją już kiedyś… Tylko kiedy?

***
                Musiałam wrócić do naszej kryjówki, bo zostawiłam tam telefon. Stałam tyłem do wejścia, kiedy usłyszałam czyjeś kroki za mną.
-Co Ty tu robisz? –zapytałam zdziwiona widząc blondyna, tego samego na którego wpadłam na ulicy.
-Coś mi mówiło żebym tu przyjechał. –odpowiedział i tak słodko się uśmiechnął.
-Idź stąd. Nie powinno Cię tutaj być.
-Nie odejdę dopóki nie porozmawiamy.
-W takim razie ja to zrobię. –chciałam odejść, ale Marco złapał mnie za nadgarstki.
-Proszę, nie odchodź. Porozmawiajmy.
-Ale o czym?
-O wszystkim.
-Dobra, chodź tam- powiedziałam zrezygnowana widząc, że nie odpuści.
-No więc, dlaczego to robisz?
-O co Ci chodzi? –zapytałam zdziwiona
-Dlaczego jesteś płatnym zabójcą?
-Skąd wiesz?
-Pamiętasz próbę zabójstwa na obrzeżach miasta? Byłam tam wtedy. Po naszym spotkaniu na ulicy wiedziałem, że twoja twarz jest znajoma. Jadąc tu uświadomiłem sobie, że to byłaś Ty.
-To dlaczego tu siedzisz? Jedź na policje i mnie wydaj! –krzyknęłam.
-Uspokój się. Nie mam takiego zamiaru.
-Nie?
-Nie. Chcę Ci pomóc. Powiedz mi tylko, dlaczego to robisz?
-Bo muszę.
-A chcesz?
-Nie. –szepnęłam.
-To dlaczego z tym nie skończysz?
-Nie mogę. Potrzebuje pieniędzy na operacje. Bo widzisz ja.. ja mam nowotwór. A poza tym się boje.
-A Twoi rodzice wiedzą o tym?
-Zostawili mnie kiedy byłam małą dziewczynką. –powiedziałam cicho, spuściłam głowę, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Nie płacz. Pomogę Ci. –podniósł moją głowę. Przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam.
-Przepraszam. Nie powinnam. –powiedziałam i z powrotem odsunęłam się.
-No chodź tu do mnie. –uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest. Objął mnie rękami i mocno przytulił. Słyszałam bicie jego serca. –Poradzimy sobie z tym zobaczysz. –pocałował mnie w głowę.  Nie wiem czemu wydawał mi się taki bliski. Wydawało mi się, że znamy się od zawsze, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. ________________________________________
Hej, cześć ;3
Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam u kuzynki :) Baaardzo dziękuje za te 10 komentarzy ♥ 
Jak widzicie Lena nie zabiła Marco i tego nie zrobi :) *przynajmniej na razie >.<*
A co do długości rozdziałów... Mam napisane 6 rozdziałów takich dość krótkich, kolejne postaram sie pisać dłuższe, ale nic nie obiecuje ;3


9 komentarzy= next ;*

Pozdrawiam ;*