wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział VIII

-Nie będę ukrywał, że pani wyniki są bardzo złe. Musi pani przejść jak najszybciej operacje, inaczej...
-Proszę nie kończyć. Ile mi zostało?
-Nie wiele, miesiąc, góra dwa. Ale w takich przypadkach NFZ finansuje operacje, tyle, że pani przypadek jest bardzo poważny i nie mamy żadnej pewności, że operacja się powiedzie.

Znacie to uczucie, że kiedy wszystko się układa, nagle można to stracić? Ja znam. Wydaje Ci się, że strata czegoś lub kogoś jest najgorszą rzeczą jaka może Cię spotkać? Masz rację, wydaj Ci się. Życie ze świadomością, że umierasz jest gorsze, dużo gorsze. Przeraża mnie fakt, że niedługo mnie tutaj nie będzie, że będę wiecznie 'gdzieś tam'. A co najgorsze? Że stracę Marco, na zawsze, nieodwracalnie. 


***
Było późno, a co sie z tym wiąże ciemno. Wracałam od Marco. Chciał mnie odprowadzić, ale jakoś wolałam iść sama. To był błąd. Wciąż nie powiedziałam mu prawdy, ale nie mogę. Nie chce żeby te ostatnie dni były takie smutne, chce je spędzić jak najlepiej. Szłam, szłam i ktoś na mnie napadł. Upadłam na ziemię. Kopali mnie, a potem zaciągnęli w jakiejś krzaki. Krzyczałam, wzywałam pomocy, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Mój telefon cały czas wibrował. Jeden z nich zaczął się do mnie dobierać, kiedy do akcji wkroczył... Reus, a zaraz za nim Goetze i Piszczek. 
-Boże, Lena! -Marco pomógł mi wstać, a następnie zabrał mnie kawałek dalej. -Nie płacz skarbie. -Mocno mnie przytulił.
-Oni chcieli mnie... -płakałam jeszcze bardziej.
-Ciii. Pamiętaj, że masz mnie, nie pozwolę Cię skrzywdzić, nigdy. -Pocałował mnie w głowę.

***
W domu...
-Jak sie tam znaleźliście? -zapytałam już nieco spokojniejsza.
-Próbował sie do Cibie dodzwonić, żeby się upewnić, że dotarłaś do domu cała i zdrowa. -zaczął Mario
-No, ale się nie dodzwoniłem. -Marco
-Zadzwonił do mnie. -opowiadali przerywając sobie - Ale Ciebie jeszcze nie było.
-Postanowiliśmy Cię poszukać. -znowu Mario
-Wyszedłem w stronę chłopaków.
-A my w stronę Łukasza.
-No i Cię znaleźliśmy.
-Jestem pieprzonym idiotą! Nie powinienem Cię puścić samej o tej porze. -obwiniał się Marco
-Przecież to nie Twoja wina.
-Dobra, Wy się tam miziajcie i te sprawy, a my się zmywamy, nie Mario? -Piszczu próbował trochę rozładować atmosferę.
-No tak tak.

-Zostać z Tobą na noc? -upewnił się.
-Jak możesz.
-Pewnie, że mogę. -ponownie mnie objął.
-Chodź do mnie. -wstałam
-Lecę. -uśmiechnął się.
Wzięłam jeszcze prysznic i chwilę później leżeliśmy na moim łóżku. Cały czas chciało mi się płakać, ale Marco za wszelką cenę nie chciał do tego dopuścić, pocieszał mnie, rozśmieszał, aż w końcu zasnęłam w jego objęciach.


Obudziłam się, wszystko strasznie mnie bolało. Uwolniłam sie z objęć Marco, tak, żeby się nie obudził. Zeszłam na dół, żeby zrobić sobie herbatę. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam pozostałych piłkarzy jedzących śniadanie. Wymieniliśmy buziaki w policzek, a następnie otrzymałam od Łukasza gorącą herbatę. Nie mogłam nic zjeść. 
-Dobra, idę sie ogarnąć. - powiedziałam kończąc napój.
Weszłam z powrotem do pokoju. Widząc jak Marco spokojnie śpi uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Tam wzięłam prysznic, ubrałam, związałam włosy i zrobiłam mekki makijaż. Wróciłam do pokoju, Reus już nie spał. 
-A gdzie moja księżniczka ucieka? -uśmiechnął się. -Chodź tu do mnie. -przesunął się, a ja położyłam się obok. -Jak się czujesz?
-Już lepiej. -uśmiechnęłam się.
-To dobrze. -powiedział kładąc rękę na moim brzuchu. -A teraz sobie jeszcze pośpimy. -szepnął mi do ucha przytulając się do mnie.
-Jest już 12. -zaśmiałam się.
-Trudno. -mruknął. 
-Nie wiem jak Ty, ale ja wstaje.
-Nie rób mi tego. -zawył
Podniosłam się z łóżka. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło słabo. Z powrotem usiadłam. 
-Wszystko w porządku? -zapytał Marco siedząc już obok.
-Tak, trochę mi się tylko w głowię zakręciło. -lekko się uśmiechnęłam.
-Jesteś strasznie blada. 
-Zaraz wszystko mi przejdzie.
-Może powinniśmy pojechać do lekarza?
-Nie, przejdzie mi.
-Na pewno?
-Tak. Dziękuje, że tak się martwisz. -uśmiechnęłam się, a On w odpowiedzi mnie przytulił.

***
Kilka godzin później...
-Marco do cholery odbierz ten telefon! -denerwował się Piszczek stojąc na szpitalnym korytarzu. -Halo? No nareszcie!
-Co tam? -usłyszał w słuchawce
-Przyjeżdżaj do szpitala, Lena straciła przytomność.
-Co? Już tam jadę.

***
-Gdzie... gdzie ja jestem? -wymamrotałam
-W szpitalu. Straciła pani przytomność. Pani brat tu panią przywiózł.
-Brat?
-Tak, czeka przed salą.
-Może Go  pani poprosić?
-Tak, oczywiście.

Po chwili w sali pojawił się Piszczek.
-Cześć braciszku. -zaśmiałam się
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mówimy sobie wszystko.
-Bo tak jest. Ale to nie takie łatwe, nie chciałem Cię martwić.
-I myślałaś, ze się nie dowiemy? -zapytał z wyrzutem
-Marco też wie?
-Jeszcze nie.
-Nie mów mu, proszę.
-Nie powiem, Ty to zrobisz.
-Powiem, ale nie teraz.
-A kiedy? Przecież... -urwał. Jego oczy się zaszkliły. Nie mogło mu to przejść przez gardło. -Nie dam rady bez Ciebie.
-Będzie dobrze, zobaczysz. -również płakałam, przytulając się do przyjaciela.

Kiedy Łukasz wyszedł z sali pojawił się w niej Marco.
-Cześć skarbie. -powiedział całując mnie w czoło.- Przyjechałem najszybciej jak mogłem.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Nawet nie wiesz jak się przestraszyłem po tym telefonie od Łukasza.
-Wyobrażam sobie.
-Jak sie czujesz? -zapytał gładząc mnie po włosach.
-Już dobrze.
-Kiedy wychodzisz?
-Już jutro. Jestem tu jakąś godzinę, a trafia mnie na widok tych białych ścian. ;-;
-Ta, mnie też. -zaśmiał się.
Reus posiedział u mnie jeszcze trochę, a następnie wyszedł, 'bo musi coś załatwić'.


Nareszcie wychodzę. Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej, nie zniosę tych sztucznych pielęgniarek klejących się do mojego Marco i tych białych ścian, jeeejku.
Kurde, czekam na Marco, który miał być godzinę temu. Nie odbierał telefony. W drzwiach sali stanął Łukasz.
-Cześć, co Ty tu robisz? -zapytałam.
-Tak, Ciebie tez fajnie widzieć siostrzyczko. -podszedł i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie Marco?
-Musiał... musiał wyjechać!
-A dlaczego nie odbiera telefonu?
-To całkiem zabawna historia... zapomniał go.
-Tak po prostu?
-Nie, z efektami specjalnymi. Idziemy?
-Tak, jasne. - odpowiedziałam, a Piszczek wziął moją torbę.- A gdzie On właściwie wyjechał?
-Wiesz, jako babcia się gorzej czuje i musiał pojechać do niej na wieś.
-Aha... a czemu mi nic nie powiedział?
-Pewnie nie chciał Cię martwić... zresztą nie wiem. Porozmawiacie jak wróci.


Wieczorem siedzieliśmy i oglądaliśmy jakąś nieśmieszną komedię. Ten nagły wyjazd Marco nie dawał mi spokoju. Zadzwonił telefon Łukasza. Ten szybko wstał i podszedł odebrać go do pomieszczenia obok. Zamknął za sobą drzwi. Podeszłam do nich i zaczęłam słuchać. Tak wiem, to nie było w porządku, ale moge się założyć, że to dzwonił Marco.
-Siema.. No tak się się umawialiśmy... no że pojechałeś do babci na wieś... skąd mogłem wiedzieć, że Twoja babcia mieszka w Berlinie?!... tak... od tego mnie masz... przecież wiem...Nie martw się, o niczym się nie dowie... Ona Cię do cholery teraz potrzebuje... spokojnie, zajmę się Nią... jest, ale nie na telefon... kiedy wracasz?... czyli za dwa dni?... spoko, dam radę, wszystko się ułoży...no... mi też, przecież wiesz... to do czwartku... obiecuje... no cześć. -rozłączył się.
O co w tym wszystkim chodzi?
_________________________________________________________
Wracam z tym czymś co nazywa się rozdziałem ;3
Taki trochę długi wyszedł ;o

Pod poprzednim rozdziałem miała miejsce taka sytuacja.

Ja wiem, że niezbyt często cokolwiek dodaje, ale zrozumcie, że poza bloggerem mam też trochę zajęć. Oczywiście w Nowym Roku postaram się dodawać częściej, ale nic nie obiecuje!
I trochę głupio wyszło, że były komentarze tylko 4 osób ;c
A co do 'szacunku do czytelników' to... naprawdę mi zależy, żeby ktoś czytał te moje wypociny. Nie mam wpływu na wszystkie komentarze. Gdybym wcześniej go zobaczyła to zapewne bym usunęła, ale tak się nie stało.
Przepraszam za wszystko
I bardzo Was proszę o komentarze. Porównując, np. prolog, a poprzedni rozdział wyświetlenie spadły o połowę i nie wiem czy jest sens pisać to dalej.
Pozdrawiam
6 komentarzy = nn 

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VII

Weszłam na piętro. Drzwi były otwarte. W środku był ogólny bałagan. Poprzewracane krzesła, fotele, a na ścianie kartka 'TĘSKNIŁAŚ?'

***

Łukasz
Od kilku dni Lena mieszka u mnie. Po tym całym zdarzeniu nie mogłem pozwolić, żeby mieszkała sama. Sprzedała swoje mieszkanie. Powiedziała mi również o swojej chorobie.* Wszyscy chcemy jej pomóc finansowo, ale Ona nadal upiera się przy swoim. 'Nie, nie, nie' uhg! Zgodziła się zostać u mnie -przynajmniej tyle. Do momentu, aż zamieszka z Marco oczywiście, bo ta dwójka będzie razem, już my z Agatą tego dopilnujemy. 


               Następnego dnia umówiłem się z Marco. Graliśmy w fifę.
-Jaka ciota! -krzyczałem tracąc kolejną bramkę
-Tak się gra w fife frajerze! 
-No kur...de!
-Idę po jedzenie, zmęczyłem się tym wygrywaniem. -powiedział Marco znikając za drzwiami.
-A weź spieprzaj! 
Telefon Marco leżał spokojnie na kanapie... aż szkoda było tego nie wykorzystać. ^^ Chwyciłem sprzęt do ręki. Napisałem:
'Hej, spotkajmy się wieczorem na pomoście. Marco ;*'
I wysłałem do Leny. 
'Okej, o 18 tam gdzie zawsze? ;3'
'Może być. :)'
W odpowiedzi otrzymałem uśmiechnięta buźkę. Szybko skasowałem wiadomości i odłożyłem telefon. Do salonu wrócił niczego nieświadomy Marco.

Chwile później Marco dostał wiadomość. Odczytał i szeroko się uśmiechnął. 
-Co Ty się tak szczerzysz? -zapytałem wyrywając mu telefon. Zobaczyłem wiadomość od Leny, napisaną przez Agatę oczywiście. -Widzę, że nadal Ci nie przeszło.
-I nie przejdzie. -zabrał mi telefon i napisał dokładnie to samo co Lena. Może Oni byli zsynchronizowani czy coś? 

Lena
Wieczorem ogarnęłam się, przebrałam, wzięłam bluzę i wyszłam na spotkanie z Marco. Blondyn już był w umówionym miejscu.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Cześć. -Marco mnie przytulił.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Chyba ja powinienem o to spytać. -zaśmiał się.
-Yyy... Przecież Ty napisałeś żebyśmy się spotkali.
-Co? Nie. No patrz. -wyciągnął telefon i pokazał mi wiadomości.
-Okeeej. -Zrobiłam to samo.
-O której to było?
-Po 12.
-Łukasz! -Marco zrobił facepalma.- Agata?
-Tak. -zaśmiałam się.
-Kurde, z kim my się zadajemy.

-Kurde, nie wierć się tak! -usłyszeliśmy zza krzaków.

-I wszystko wiadomo... Idę im powiedzieć, ze sami się spalili. 
-Mam lepszy pomysł.





Całowaliśmy się. Nikt nie chciał przerywać...
-Dobra, poszli sobie. -powiedziałam patrząc w kierunku krzaków w których sie chowali.

***
Powiedziałam Łukaszowi i Agacie, że nie jesteśmy razem. Oczywiście dostałam opieprz, że zepsułam ich 'genialny' plan i 'profesjonalne wykonanie'.
-I tak będziecie razem. -zakończył Piszczek.


Kilka dni później...
Siedzieliśmy u Marco i graliśmy w butelkę... na całowanie.
-Okej, teraz za. -powiedziałam i zakręciłam butelką.
Wypadło na Marco... Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chciałam pocałować go w policzek, kiedy ten... odwrócił się i nasze usta się spotkały, znowu.
-Uuuuuu- usłyszałam w tle.
Jakąś godzinę później wszyscy wyszli, zostałam tylko ja.
-Co to było? -zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Lenka posłuchaj. Ja tak dłużej nie mogę, nie moge udawać, że jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Cholernie mi na Tobie zależy. -włożył ręce do kieszeni spodni.- Nie sądziłem, że kiedykolwiek się tak zakocham. Sama wiesz, jak kiedyś traktowałem dziewczyny. Poznałem Ciebie i wszystko się zmieniło. Kocham Cię, kurde! -powiedział. Nie wiem czemu do oczu zaczęły napływać mi łzy. -Ej, nie płacz, skarbie. -przytulił mnie.
-Kocham Cię Marco. -powiedziałam cicho.


Późnym wieczorem, MÓJ CHŁOPAK, chciał mnie odwieść. Kurde, fajnie to brzmi.
-Może sie przejdziemy? -zaproponowałam
-Jak wolisz. -uśmiechnął się.
Szliśmy powoli, deszcz lekko kropił. Po chwili, zmienił się w porządną ulewę. Wiał mocny wiatr i znacznie się ochłodziło.
-Przejdźmy się, tak!
-Jeju, no! Skąd mogłam wiedzieć, że będzie tak padać?
-A idź!
-Dobra. -'obraziłam' się
-Ej, no. -przytulił mnie.

-Łukasz Ci powiedział, prawda?- zapytałam.
-Prawda.
-Nie umie trzymać języka za zębami.
-Oj tam, inaczej bym się nigdy nie odważył tego powiedzieć. -uśmiechnął się. - I niech zgadnę... Tobie też?
-Tak jakby. -zaśmiałam się.
-No jaki frajer!
Teraz, kiedy mam dla kogo walczyć, chce żyć jeszcze bardziej. Jest Łukasz, Agata, chłopcy, dziewczyny i MÓJ Marco <3

***

Marco
W końcu Jej powiedziałem! Już myślałem, że nigdy się nie odważę. A Piszczka jak dorwę to mu nogi z dupy powyrywam. Ale z drugiej strony patrząc, to po części dzięki niemu jesteśmy razem. Mam Ją, osobę, którą kocham ponad wszystko. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział, że kogoś tak pokocham,pomyślałbym że coś mi się popieprzyło. A jednak


Następnego dnia rano obudził mnie dzwonek do drzwi. W samych bokserkach zszedłem po schodach, przeklinając pod nosem, tego, kto śmiał mnie obudzić o 6 rano! Otworzyłem drzwi
-Ej, rudy, Ty się lepiej ubierz, bo laski na zawał padną. -powiedział... Mario!
-Mario? Siema! Wchodź.
-Ostra nocka była? -zaśmiał się
-Nie, ta co Ty. Jeszcze Cię zaskoczę. Poczekaj idę się ubrać, czuj się jak u siebie.
-Pff, przecież wiem.
Poszedłem na górę, ogarnąłem się i wróciłem do przyjaciela. Zastałem go pijącego kawę w kuchni.
-No nareszcie! Już myślałem, że ie wyjdziesz z tej łazienki. Po 40 minutach straciłem nadzieję.
-Nie śmieszne, pff. Na ile przyjechałeś?
-Tydzień.
-Dobre i to. -powiedziałem dodając cukier do kawy.
-To co tam u Ciebie? -zapytał Mario.
-Zakochałem się.
-Ty? HAHHAHAHAHAHAHHAHAAH! Żartujesz sobie? Akurat w to nie uwierzę.
-Sam nie wierzę.
-Jak ma na imię?
-Lena. -powiedziałem dumny.
-Boże, już jej współczuje. Jak Ona z Tobą wytrzyma to jej chyba pomnik postawie.
-Już możesz zacząć. Od wczoraj jesteśmy razem.
-Wow, długo jak na Ciebie. -zaśmiał się.
-Spadaj!
-Poznam Ją?
-Poznasz. Pójdziesz ze mną na trening?
-Pewnie. Nawet nie wiesz jak mi tych naszych treningów brakuje. W Monachium jest strasznie sztywno! A ten cały trener... masakra.
-A nie możesz wrócić?
-Dobrze wiesz, że to nie taki łatwe.


***
-Ej, to przecież dom Łukasza.
-Długa historia. Później Ci opowiem. -Powiedziałem dzwoniąc dzwonkiem. W drzwiach stanęła Lena.
-Hej skarbie. -uśmiechnęła się.
-Cześć.
*ekhem* tak, Mario.
-Czy Ty masz jakiś problem? -zapytałem, śmiejąc się i odwracając się do przyjaciela. - A no tak. Mario - Lena. Lena - Mario. Pasuje?
-Żebyś wiedział. -uśmiechnął się.

-Dobra dupa z niej. -Powiedział mi na ucho w drodze na stadion. 
-Ejej, Ty sobie nie pozwalaj! -dostał z łokcia w bok. -Dobra, bo moja. -zaśmiałem się.

______________________________________________
Jeeeestem! :3
Tak wiem miało być wcześniej, ale no. XD Przynajmniej jest trochę dłuższy. Miały być jeszcze dwie sytuacje, ale nie chce mi się pisać, rozumiecie. ;3
To ten, czytajcie, komentujecie, oceniajcie :)
Następny pojawi się niebawem, nie bójcie się. ^^  I przepraszam za wszystkie literówki i błędy gramatyczne, ale nie chce mi się sprawdzać, wybaczcie ;*
Pozdrawiam ;*