wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział VIII

-Nie będę ukrywał, że pani wyniki są bardzo złe. Musi pani przejść jak najszybciej operacje, inaczej...
-Proszę nie kończyć. Ile mi zostało?
-Nie wiele, miesiąc, góra dwa. Ale w takich przypadkach NFZ finansuje operacje, tyle, że pani przypadek jest bardzo poważny i nie mamy żadnej pewności, że operacja się powiedzie.

Znacie to uczucie, że kiedy wszystko się układa, nagle można to stracić? Ja znam. Wydaje Ci się, że strata czegoś lub kogoś jest najgorszą rzeczą jaka może Cię spotkać? Masz rację, wydaj Ci się. Życie ze świadomością, że umierasz jest gorsze, dużo gorsze. Przeraża mnie fakt, że niedługo mnie tutaj nie będzie, że będę wiecznie 'gdzieś tam'. A co najgorsze? Że stracę Marco, na zawsze, nieodwracalnie. 


***
Było późno, a co sie z tym wiąże ciemno. Wracałam od Marco. Chciał mnie odprowadzić, ale jakoś wolałam iść sama. To był błąd. Wciąż nie powiedziałam mu prawdy, ale nie mogę. Nie chce żeby te ostatnie dni były takie smutne, chce je spędzić jak najlepiej. Szłam, szłam i ktoś na mnie napadł. Upadłam na ziemię. Kopali mnie, a potem zaciągnęli w jakiejś krzaki. Krzyczałam, wzywałam pomocy, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Mój telefon cały czas wibrował. Jeden z nich zaczął się do mnie dobierać, kiedy do akcji wkroczył... Reus, a zaraz za nim Goetze i Piszczek. 
-Boże, Lena! -Marco pomógł mi wstać, a następnie zabrał mnie kawałek dalej. -Nie płacz skarbie. -Mocno mnie przytulił.
-Oni chcieli mnie... -płakałam jeszcze bardziej.
-Ciii. Pamiętaj, że masz mnie, nie pozwolę Cię skrzywdzić, nigdy. -Pocałował mnie w głowę.

***
W domu...
-Jak sie tam znaleźliście? -zapytałam już nieco spokojniejsza.
-Próbował sie do Cibie dodzwonić, żeby się upewnić, że dotarłaś do domu cała i zdrowa. -zaczął Mario
-No, ale się nie dodzwoniłem. -Marco
-Zadzwonił do mnie. -opowiadali przerywając sobie - Ale Ciebie jeszcze nie było.
-Postanowiliśmy Cię poszukać. -znowu Mario
-Wyszedłem w stronę chłopaków.
-A my w stronę Łukasza.
-No i Cię znaleźliśmy.
-Jestem pieprzonym idiotą! Nie powinienem Cię puścić samej o tej porze. -obwiniał się Marco
-Przecież to nie Twoja wina.
-Dobra, Wy się tam miziajcie i te sprawy, a my się zmywamy, nie Mario? -Piszczu próbował trochę rozładować atmosferę.
-No tak tak.

-Zostać z Tobą na noc? -upewnił się.
-Jak możesz.
-Pewnie, że mogę. -ponownie mnie objął.
-Chodź do mnie. -wstałam
-Lecę. -uśmiechnął się.
Wzięłam jeszcze prysznic i chwilę później leżeliśmy na moim łóżku. Cały czas chciało mi się płakać, ale Marco za wszelką cenę nie chciał do tego dopuścić, pocieszał mnie, rozśmieszał, aż w końcu zasnęłam w jego objęciach.


Obudziłam się, wszystko strasznie mnie bolało. Uwolniłam sie z objęć Marco, tak, żeby się nie obudził. Zeszłam na dół, żeby zrobić sobie herbatę. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam pozostałych piłkarzy jedzących śniadanie. Wymieniliśmy buziaki w policzek, a następnie otrzymałam od Łukasza gorącą herbatę. Nie mogłam nic zjeść. 
-Dobra, idę sie ogarnąć. - powiedziałam kończąc napój.
Weszłam z powrotem do pokoju. Widząc jak Marco spokojnie śpi uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Tam wzięłam prysznic, ubrałam, związałam włosy i zrobiłam mekki makijaż. Wróciłam do pokoju, Reus już nie spał. 
-A gdzie moja księżniczka ucieka? -uśmiechnął się. -Chodź tu do mnie. -przesunął się, a ja położyłam się obok. -Jak się czujesz?
-Już lepiej. -uśmiechnęłam się.
-To dobrze. -powiedział kładąc rękę na moim brzuchu. -A teraz sobie jeszcze pośpimy. -szepnął mi do ucha przytulając się do mnie.
-Jest już 12. -zaśmiałam się.
-Trudno. -mruknął. 
-Nie wiem jak Ty, ale ja wstaje.
-Nie rób mi tego. -zawył
Podniosłam się z łóżka. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło słabo. Z powrotem usiadłam. 
-Wszystko w porządku? -zapytał Marco siedząc już obok.
-Tak, trochę mi się tylko w głowię zakręciło. -lekko się uśmiechnęłam.
-Jesteś strasznie blada. 
-Zaraz wszystko mi przejdzie.
-Może powinniśmy pojechać do lekarza?
-Nie, przejdzie mi.
-Na pewno?
-Tak. Dziękuje, że tak się martwisz. -uśmiechnęłam się, a On w odpowiedzi mnie przytulił.

***
Kilka godzin później...
-Marco do cholery odbierz ten telefon! -denerwował się Piszczek stojąc na szpitalnym korytarzu. -Halo? No nareszcie!
-Co tam? -usłyszał w słuchawce
-Przyjeżdżaj do szpitala, Lena straciła przytomność.
-Co? Już tam jadę.

***
-Gdzie... gdzie ja jestem? -wymamrotałam
-W szpitalu. Straciła pani przytomność. Pani brat tu panią przywiózł.
-Brat?
-Tak, czeka przed salą.
-Może Go  pani poprosić?
-Tak, oczywiście.

Po chwili w sali pojawił się Piszczek.
-Cześć braciszku. -zaśmiałam się
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mówimy sobie wszystko.
-Bo tak jest. Ale to nie takie łatwe, nie chciałem Cię martwić.
-I myślałaś, ze się nie dowiemy? -zapytał z wyrzutem
-Marco też wie?
-Jeszcze nie.
-Nie mów mu, proszę.
-Nie powiem, Ty to zrobisz.
-Powiem, ale nie teraz.
-A kiedy? Przecież... -urwał. Jego oczy się zaszkliły. Nie mogło mu to przejść przez gardło. -Nie dam rady bez Ciebie.
-Będzie dobrze, zobaczysz. -również płakałam, przytulając się do przyjaciela.

Kiedy Łukasz wyszedł z sali pojawił się w niej Marco.
-Cześć skarbie. -powiedział całując mnie w czoło.- Przyjechałem najszybciej jak mogłem.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Nawet nie wiesz jak się przestraszyłem po tym telefonie od Łukasza.
-Wyobrażam sobie.
-Jak sie czujesz? -zapytał gładząc mnie po włosach.
-Już dobrze.
-Kiedy wychodzisz?
-Już jutro. Jestem tu jakąś godzinę, a trafia mnie na widok tych białych ścian. ;-;
-Ta, mnie też. -zaśmiał się.
Reus posiedział u mnie jeszcze trochę, a następnie wyszedł, 'bo musi coś załatwić'.


Nareszcie wychodzę. Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej, nie zniosę tych sztucznych pielęgniarek klejących się do mojego Marco i tych białych ścian, jeeejku.
Kurde, czekam na Marco, który miał być godzinę temu. Nie odbierał telefony. W drzwiach sali stanął Łukasz.
-Cześć, co Ty tu robisz? -zapytałam.
-Tak, Ciebie tez fajnie widzieć siostrzyczko. -podszedł i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie Marco?
-Musiał... musiał wyjechać!
-A dlaczego nie odbiera telefonu?
-To całkiem zabawna historia... zapomniał go.
-Tak po prostu?
-Nie, z efektami specjalnymi. Idziemy?
-Tak, jasne. - odpowiedziałam, a Piszczek wziął moją torbę.- A gdzie On właściwie wyjechał?
-Wiesz, jako babcia się gorzej czuje i musiał pojechać do niej na wieś.
-Aha... a czemu mi nic nie powiedział?
-Pewnie nie chciał Cię martwić... zresztą nie wiem. Porozmawiacie jak wróci.


Wieczorem siedzieliśmy i oglądaliśmy jakąś nieśmieszną komedię. Ten nagły wyjazd Marco nie dawał mi spokoju. Zadzwonił telefon Łukasza. Ten szybko wstał i podszedł odebrać go do pomieszczenia obok. Zamknął za sobą drzwi. Podeszłam do nich i zaczęłam słuchać. Tak wiem, to nie było w porządku, ale moge się założyć, że to dzwonił Marco.
-Siema.. No tak się się umawialiśmy... no że pojechałeś do babci na wieś... skąd mogłem wiedzieć, że Twoja babcia mieszka w Berlinie?!... tak... od tego mnie masz... przecież wiem...Nie martw się, o niczym się nie dowie... Ona Cię do cholery teraz potrzebuje... spokojnie, zajmę się Nią... jest, ale nie na telefon... kiedy wracasz?... czyli za dwa dni?... spoko, dam radę, wszystko się ułoży...no... mi też, przecież wiesz... to do czwartku... obiecuje... no cześć. -rozłączył się.
O co w tym wszystkim chodzi?
_________________________________________________________
Wracam z tym czymś co nazywa się rozdziałem ;3
Taki trochę długi wyszedł ;o

Pod poprzednim rozdziałem miała miejsce taka sytuacja.

Ja wiem, że niezbyt często cokolwiek dodaje, ale zrozumcie, że poza bloggerem mam też trochę zajęć. Oczywiście w Nowym Roku postaram się dodawać częściej, ale nic nie obiecuje!
I trochę głupio wyszło, że były komentarze tylko 4 osób ;c
A co do 'szacunku do czytelników' to... naprawdę mi zależy, żeby ktoś czytał te moje wypociny. Nie mam wpływu na wszystkie komentarze. Gdybym wcześniej go zobaczyła to zapewne bym usunęła, ale tak się nie stało.
Przepraszam za wszystko
I bardzo Was proszę o komentarze. Porównując, np. prolog, a poprzedni rozdział wyświetlenie spadły o połowę i nie wiem czy jest sens pisać to dalej.
Pozdrawiam
6 komentarzy = nn 

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VII

Weszłam na piętro. Drzwi były otwarte. W środku był ogólny bałagan. Poprzewracane krzesła, fotele, a na ścianie kartka 'TĘSKNIŁAŚ?'

***

Łukasz
Od kilku dni Lena mieszka u mnie. Po tym całym zdarzeniu nie mogłem pozwolić, żeby mieszkała sama. Sprzedała swoje mieszkanie. Powiedziała mi również o swojej chorobie.* Wszyscy chcemy jej pomóc finansowo, ale Ona nadal upiera się przy swoim. 'Nie, nie, nie' uhg! Zgodziła się zostać u mnie -przynajmniej tyle. Do momentu, aż zamieszka z Marco oczywiście, bo ta dwójka będzie razem, już my z Agatą tego dopilnujemy. 


               Następnego dnia umówiłem się z Marco. Graliśmy w fifę.
-Jaka ciota! -krzyczałem tracąc kolejną bramkę
-Tak się gra w fife frajerze! 
-No kur...de!
-Idę po jedzenie, zmęczyłem się tym wygrywaniem. -powiedział Marco znikając za drzwiami.
-A weź spieprzaj! 
Telefon Marco leżał spokojnie na kanapie... aż szkoda było tego nie wykorzystać. ^^ Chwyciłem sprzęt do ręki. Napisałem:
'Hej, spotkajmy się wieczorem na pomoście. Marco ;*'
I wysłałem do Leny. 
'Okej, o 18 tam gdzie zawsze? ;3'
'Może być. :)'
W odpowiedzi otrzymałem uśmiechnięta buźkę. Szybko skasowałem wiadomości i odłożyłem telefon. Do salonu wrócił niczego nieświadomy Marco.

Chwile później Marco dostał wiadomość. Odczytał i szeroko się uśmiechnął. 
-Co Ty się tak szczerzysz? -zapytałem wyrywając mu telefon. Zobaczyłem wiadomość od Leny, napisaną przez Agatę oczywiście. -Widzę, że nadal Ci nie przeszło.
-I nie przejdzie. -zabrał mi telefon i napisał dokładnie to samo co Lena. Może Oni byli zsynchronizowani czy coś? 

Lena
Wieczorem ogarnęłam się, przebrałam, wzięłam bluzę i wyszłam na spotkanie z Marco. Blondyn już był w umówionym miejscu.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Cześć. -Marco mnie przytulił.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Chyba ja powinienem o to spytać. -zaśmiał się.
-Yyy... Przecież Ty napisałeś żebyśmy się spotkali.
-Co? Nie. No patrz. -wyciągnął telefon i pokazał mi wiadomości.
-Okeeej. -Zrobiłam to samo.
-O której to było?
-Po 12.
-Łukasz! -Marco zrobił facepalma.- Agata?
-Tak. -zaśmiałam się.
-Kurde, z kim my się zadajemy.

-Kurde, nie wierć się tak! -usłyszeliśmy zza krzaków.

-I wszystko wiadomo... Idę im powiedzieć, ze sami się spalili. 
-Mam lepszy pomysł.





Całowaliśmy się. Nikt nie chciał przerywać...
-Dobra, poszli sobie. -powiedziałam patrząc w kierunku krzaków w których sie chowali.

***
Powiedziałam Łukaszowi i Agacie, że nie jesteśmy razem. Oczywiście dostałam opieprz, że zepsułam ich 'genialny' plan i 'profesjonalne wykonanie'.
-I tak będziecie razem. -zakończył Piszczek.


Kilka dni później...
Siedzieliśmy u Marco i graliśmy w butelkę... na całowanie.
-Okej, teraz za. -powiedziałam i zakręciłam butelką.
Wypadło na Marco... Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chciałam pocałować go w policzek, kiedy ten... odwrócił się i nasze usta się spotkały, znowu.
-Uuuuuu- usłyszałam w tle.
Jakąś godzinę później wszyscy wyszli, zostałam tylko ja.
-Co to było? -zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Lenka posłuchaj. Ja tak dłużej nie mogę, nie moge udawać, że jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Cholernie mi na Tobie zależy. -włożył ręce do kieszeni spodni.- Nie sądziłem, że kiedykolwiek się tak zakocham. Sama wiesz, jak kiedyś traktowałem dziewczyny. Poznałem Ciebie i wszystko się zmieniło. Kocham Cię, kurde! -powiedział. Nie wiem czemu do oczu zaczęły napływać mi łzy. -Ej, nie płacz, skarbie. -przytulił mnie.
-Kocham Cię Marco. -powiedziałam cicho.


Późnym wieczorem, MÓJ CHŁOPAK, chciał mnie odwieść. Kurde, fajnie to brzmi.
-Może sie przejdziemy? -zaproponowałam
-Jak wolisz. -uśmiechnął się.
Szliśmy powoli, deszcz lekko kropił. Po chwili, zmienił się w porządną ulewę. Wiał mocny wiatr i znacznie się ochłodziło.
-Przejdźmy się, tak!
-Jeju, no! Skąd mogłam wiedzieć, że będzie tak padać?
-A idź!
-Dobra. -'obraziłam' się
-Ej, no. -przytulił mnie.

-Łukasz Ci powiedział, prawda?- zapytałam.
-Prawda.
-Nie umie trzymać języka za zębami.
-Oj tam, inaczej bym się nigdy nie odważył tego powiedzieć. -uśmiechnął się. - I niech zgadnę... Tobie też?
-Tak jakby. -zaśmiałam się.
-No jaki frajer!
Teraz, kiedy mam dla kogo walczyć, chce żyć jeszcze bardziej. Jest Łukasz, Agata, chłopcy, dziewczyny i MÓJ Marco <3

***

Marco
W końcu Jej powiedziałem! Już myślałem, że nigdy się nie odważę. A Piszczka jak dorwę to mu nogi z dupy powyrywam. Ale z drugiej strony patrząc, to po części dzięki niemu jesteśmy razem. Mam Ją, osobę, którą kocham ponad wszystko. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział, że kogoś tak pokocham,pomyślałbym że coś mi się popieprzyło. A jednak


Następnego dnia rano obudził mnie dzwonek do drzwi. W samych bokserkach zszedłem po schodach, przeklinając pod nosem, tego, kto śmiał mnie obudzić o 6 rano! Otworzyłem drzwi
-Ej, rudy, Ty się lepiej ubierz, bo laski na zawał padną. -powiedział... Mario!
-Mario? Siema! Wchodź.
-Ostra nocka była? -zaśmiał się
-Nie, ta co Ty. Jeszcze Cię zaskoczę. Poczekaj idę się ubrać, czuj się jak u siebie.
-Pff, przecież wiem.
Poszedłem na górę, ogarnąłem się i wróciłem do przyjaciela. Zastałem go pijącego kawę w kuchni.
-No nareszcie! Już myślałem, że ie wyjdziesz z tej łazienki. Po 40 minutach straciłem nadzieję.
-Nie śmieszne, pff. Na ile przyjechałeś?
-Tydzień.
-Dobre i to. -powiedziałem dodając cukier do kawy.
-To co tam u Ciebie? -zapytał Mario.
-Zakochałem się.
-Ty? HAHHAHAHAHAHAHHAHAAH! Żartujesz sobie? Akurat w to nie uwierzę.
-Sam nie wierzę.
-Jak ma na imię?
-Lena. -powiedziałem dumny.
-Boże, już jej współczuje. Jak Ona z Tobą wytrzyma to jej chyba pomnik postawie.
-Już możesz zacząć. Od wczoraj jesteśmy razem.
-Wow, długo jak na Ciebie. -zaśmiał się.
-Spadaj!
-Poznam Ją?
-Poznasz. Pójdziesz ze mną na trening?
-Pewnie. Nawet nie wiesz jak mi tych naszych treningów brakuje. W Monachium jest strasznie sztywno! A ten cały trener... masakra.
-A nie możesz wrócić?
-Dobrze wiesz, że to nie taki łatwe.


***
-Ej, to przecież dom Łukasza.
-Długa historia. Później Ci opowiem. -Powiedziałem dzwoniąc dzwonkiem. W drzwiach stanęła Lena.
-Hej skarbie. -uśmiechnęła się.
-Cześć.
*ekhem* tak, Mario.
-Czy Ty masz jakiś problem? -zapytałem, śmiejąc się i odwracając się do przyjaciela. - A no tak. Mario - Lena. Lena - Mario. Pasuje?
-Żebyś wiedział. -uśmiechnął się.

-Dobra dupa z niej. -Powiedział mi na ucho w drodze na stadion. 
-Ejej, Ty sobie nie pozwalaj! -dostał z łokcia w bok. -Dobra, bo moja. -zaśmiałem się.

______________________________________________
Jeeeestem! :3
Tak wiem miało być wcześniej, ale no. XD Przynajmniej jest trochę dłuższy. Miały być jeszcze dwie sytuacje, ale nie chce mi się pisać, rozumiecie. ;3
To ten, czytajcie, komentujecie, oceniajcie :)
Następny pojawi się niebawem, nie bójcie się. ^^  I przepraszam za wszystkie literówki i błędy gramatyczne, ale nie chce mi się sprawdzać, wybaczcie ;*
Pozdrawiam ;* 

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział VI



'Nie do wiary, jak szybko płynie czas...'

***
*Miesiąc później*
Minął już ponad miesiąc odkąd poznałam Marco i chłopaków. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak bardzo zmieniło się moje życie. Agata Błaszczykowska z zupełnie obcej osoby stała się moją przyjaciółką, a Łukasz? Najlepszy przyjaciel na świecie. I Marco... Tak strasznie Go kocham, ale boje się, że jak mu to powiem to Go stracę... Od tego zdarzenia pod klubem nie stało się nic. Może już dadzą nam spokój?

***
Rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Marco.
-Cześć. -powiedział z uśmiechem.
-Hej, wejdź. -gestem ręki zaprosiłam Go do środka.
-Pójdziesz ze mną na trening? -zapytał
-Pewnie. Poczekaj, pójdę się przebrać. Czuj się jak u siebie. -poszłam do pokoju, wybrałam ubrania, następnie przebrałam się i wróciłam do blondyna. Reus stał koło szafki i trzymał w ręce ramkę ze zdjęciem.
-Kto to?
-Moi rodzice. Jedyne co mi po nich zostało, stare zdjęcie. -z uśmiechem przyglądałam się fotografii. Mimo wszystko mocno ich kocham. Chciałabym, żeby byli przy mnie, ale z drugiej strony... Gdyby teraz mnie odszukali i chcieli wszystko naprawić to wybaczyłabym ich? Mam do nich ogromny żal, że mnie zostawili samą... Zapanowała chwila ciszy.
-Idziemy? -zapytał Marco odkładając ramkę na miejsce.
Wyszliśmy  mieszkania. Od stadionu dzieliły nas 4 km. Postanowiliśmy pójść pieszo. Całą drogę śmieliśmy się i rozmawialiśmy. Dotarliśmy do SIP. Marco poszedł do szatni, a ja dołączyłam do Agaty siedzącej na trybunach.
-Hej. -przywitałam się.
-Jak tam? -zapytała z uśmiechem.
-Chodzi Ci o Marco? -zapytałam, a blondynka pokiwała głową. -Z jednej strony dobrze, a z drugiej źle.
-Jak to?
-Bo Marco jest wspaniałym przyjacielem, troszczy się o mnie, pomaga, ale dobrze wiesz, że czuje do niego coś więcej. Czasem mam ochotę go pocałować... Kurde, a jak wiedzę jego uśmiech o już w ogóle.

***

Po treningu poszłam na Marco na spacer. Na wystawie zobaczyliśmy gazetę, na okładce było zdjęcie Mario w koszulce Beyernu. Marco chwilę sie jej przyglądał ze łzami w oczach.
-Tęsknisz za nim prawda? -spytałam nieśmiało.
-Bardzo. Ciągle nie rozumiem jak mógł odejść... Ale zawsze będzie najlepszym przyjacielem. Często gadamy, odwiedzamy się. No ale wolałbym, żeby był tutaj.
-Wróci jeszcze, zobaczysz. -uśmiechnęłam się.
Idąc dalej spotkaliśmy jakąś blondynkę. Kilo tapety...
-Oooo Marco! Widzę, że masz już kolejną zabawkę.
-O czym ona mówi?
-Oj, to Ty o niczym się wiesz? -zaśmiała się.
-Lena, nie zwracaj na nią uwagi, chodź.
-Uważaj na niego. Jeszcze się na nim nieźle przejedziesz.
-O co jej chodziło? -zapytałam, gdy byliśmy trochę dalej.
-Nic.
-Marco, powiedz.
-Ale to nic ważnego. Możemy zmienić temat?
-Jak wolisz.
-Lenka, ale to naprawdę nic ważnego.
-Okej, wierzę Ci...
Mimo wszystko reszta popołudnia minęła w miłej atmosferze. Słowa tej dziewczyny nie dawały mi spokoju. Po powrocie do domu ciągle o tym myślałam. Postanowiłam napisać do Łukasza. Umówiliśmy się, że zaraz do niego przyjdę. Wzięłam bluzę i wyszłam z mieszkania. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Zadzwoniłam do drzwi, w których pojawił się Piszczek.
-Hej. -przywitałam się.
-Cześć młoda. -poczochrał moje włosy.
-Rączki przy sobie. -zaśmiałam się. Weszliśmy do środka.
-Chcesz coś do picia?
-Nie dzięki.
-A może jednak?
-Nie. -uśmiechnęłam się.
-Dobra, co się stało? -zapytał siadając obok.
-Bo szłam z Marco i podeszła do nas jakaś blondi. Ostrzegała mnie przez Nim, a jak Go o to zapytałam to powiedział, że nic ważnego.
-No to pewnie tak jest.
-Łukasz no. -spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-No dobra. Marco zanim Cie poznał miał bardzo dużo dziewczyn, większość na jedną noc. Bawił się nimi, porzucał. Każdą strasznie ranił. Ale kiedy poznał Ciebie zmienił się. Całe dnie chodził taki szczęśliwy, jak nigdy. A kiedy znowu się spotkaliście to cały czas o Tobie nawijał.
-Ale dlaczego mi o tym nie chciał powiedzieć?
-Bo nie chce Cię stracić.
-No ja rozumiem, ale mimo wszystko jesli...
-On się w Tobie zakochał od początku, rozumiesz? -przerwał mi.
-Bo uwierzę. Kłamiesz.
-Ja? Nigdy.
-Jasne. -mruknęłam.
-Czego Ci tak na Nim zależy?
-Nie zależy.
-Widzę właśnie...
-Dobra, ja się będę zbierać, bo już ciemno.
-Odprowadzić Cię?
-Nie, chcę sobie to przemyśleć.Do zobaczenia.
-Ile miłości mmmmmm, pa.- uśmiechnął się.
-Spadaj.
Wyszłam z domu przyjaciela. Myślałam o tym wszystkim. Próbowałam to pojąć. Czyli, że Marco mnie kocha? Ktoś do mnie podszedł. Poczułam zapach perfum Marco. Przez miesiąc bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
-Nie powinnaś tak sama chodzić wieczorami, bo wiesz.
-Nic mi nie będzie. -uśmiechnęłam się. -Marco pamiętasz tą dziewczynę, która nas zaczepiła po południu? -przerwałam chwilę ciszy
-No pamiętam.
-Ja już wiem o co jej chodziło... Czemu mi nie powiedziałeś?
-Skąd wiesz?
- Od Łukasza... No ale czemu mi nie powiedziałeś?
-Bo się bałem
-Czego?
-Że Cię stracę. -złapał mnie za rękę.
-Nie mogłabym odejść. Za dużo dla mnie znaczysz. -uśmiechnęłam się.

***
Rozstaliśmy się pod moim blokiem. Weszłam na piętro. Drzwi były otwarte. W środku był ogólny bałagan. Poprzewracane krzesła, fotele, a na ścianie kartka 'TĘSKNIŁAŚ?'

____________________________________________
Heeeej ;*
Jestem po dość długiej przerwie. Zabijecie mnie za ten rozdział ;-; Miał być całkiem inny, no ale... wybaczcie :))
Dziękuje soł macz na wszystkie komentarze i wyświetlenia <3
9 komentarzy = next
Jeśli następnego nie dodam za przynajmniej 3 tygodnie możecie mnie zabić, pozdrawiam :)

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział V

Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.
***

Marco
Odprowadziłem Lenę do klubu, a sam wziąłem Łukasza i wyszliśmy na zewnątrz. Opowiedziałem mu o zdarzeniu z parku. Znowu zobaczyliśmy znowu tego kolesia. Wkurzyłam się i chciałem do niego podejść, ale Piszczek mnie zatrzymał.
-I co mu powiesz? On może być niebezpieczny.
-W dupie to mam.
-A jak Ci coś zrobi?
-A jak zrobi coś Lenie? - wyrwałem mu się i podszedłem do nieznajomego, a Łukasz za mną.
-Jakiś problem? - zapytał udając głupiego.
-Co Ty od niej chcesz? - zdenerwowałem się.
-Od tej szmaty? Zupełnie nic. -szyderczo się uśmiechnął.
-Jak ją nazwałeś? -odepchnąłem go.
-Szmata. Przeliterować?
-Już nie żyjesz! - zaczęliśmy się szarpać, aż Łukasz nas rozdzielił. A ten ciągle się uśmiechał...
-Puść mnie to mu zmażę ten uśmieszek z ryja. -Próbowałem się wyrwać.
-Chcesz mieć więcej kłopotów? 

Chwilę później...
-Nieźle się wkręciłeś w tą dziewczynę... Czemu Ci tak na niej zależy>
-Bo ją kocham. -Łukasz spojrzał na mnie zdziwiony. No tak, do tej pory traktowałem dziewczyny jak zabawki. -Znaczy lubię. -szybko się poprawiłem.
-Mnie nie oszukasz. Zakochałeś się.
-I co z tego?
-Czemu jej tego nie powiesz?
-Powiem, ale jeszcze nie teraz.
-Bo?
-Bo boje się, że ją stracę...
Wróciliśmy  pod klub. Przed drzwiami czekała zdenerwowana Lena.
-Co Ci się stało? -bardziej się zdenerwowała. No rzeczywiście... lała mi się krew z nosa i miałem podbite oko, ale tym razem lewe. (y)
-Nic takiego...
-Jak to nic. Przecież widzę.
-Powiedzmy, że stanąłem w twojej obronie. Idę się ogarnąć. -uśmiechnąłem się.

Lena
Marco poszedł do łazienki, a ja zostałam z Łukaszem. Opowiedział mi o tym, co się stało. Byłam im bardzo wdzięczna, bo mimo, że tak krótko mnie znają, tak mnie bronią i pomagają, ale byłam zła na siebie, że do tego dopuściłam. Marco nie może się tak narażać. Jeśli mu się coś stanie ja sobie tego n i g d y nie wybaczę. Łukasz poszedł do środka, a ja postanowiłam zostać przed klubem. Podszedł do mnie jakiś koleś, chyba ten sam, którego widziałam w parku. Chciałam wejść do środka, ale on złapał mnie za rękę.
-Puść mnie! -krzyknęłam
-Jeszcze oboje tego pożałujecie. -szepnął
-Zostaw Marco w spokoju! 
-W snach kochanie. A to, żebyś mnie zapamiętała. - przejechał mi żyletką po przedramieniu i uciekł. Od razu z rany wypłynęło dużo krwi. Z klubu wyszedł Marco.
-Lena! Co się stało?
-To on! Mówiłam Ci, że będą się mścić! -płakałam
-Zabije! -zdenerwował się. -nie płacz. -przytulił mnie. -Bardzo boli?
-Możesz mnie odwieść?
-Poczekaj, powiem Łukaszowi, że już się zmywamy.
Po chwili Marco był z powrotem. Wsiedliśmy do samochodu. Blondyn opatrzył mi rękę bandażem. Zegar wskazywał 2:15. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu Reus'a.
-A dlaczego tutaj, a nie u mnie?
-Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą. -zaśmiał się.
-Ale...
-Ale? Nie ma ale. Wysiadamy.

W środku...
Marco ponownie opatrzył rękę.
-Jak do jutro nie będzie lepiej jedziemy do szpitala.
-Okej... -niechętnie się zgodziłam. -Mógłbyś mi dać jakąś koszulkę?
-Pewnie. - poszedł do garderoby i przyniósł to o co poprosiłam.
-Dzięki. -blado się uśmiechnęłam
-Ejej, co to ma być? Chyba się obrażę.
Nic nie powiedziałam tylko podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-Już lepiej. -powiedział słodko sie uśmiechając.
-Głupek. -zaśmiałam się i poszłam do łazienki na piętrze. Czułam, że coraz bardziej się w Nim zakochuje... On nie może się o tym dowiedzieć, bo to zniszczyło by naszą przyjaźń. Wolę udawać, że jest dla mnie przyjacielem i mieć go blisko, niż powiedzieć mu prawdę i go stracić. Wyszłam z łazienki.
-W kuchni. -usłyszałam. No tak, przecież wiem gdzie to. -,- Zeszłam do schodach do salonu, na szczęście kuchnia była obok, tylko dlaczego nie zauważyłam jej wcześniej?
-Słodko wyglądasz. - uśmiechnął się. -chodź na górę.
-Serio? Znowu muszę wchodzić po tych schodach?
-Hmm... nie. -Poczułam, że się unoszę
-Skoro nie chcesz iść to Cię poniosę. - śmiał się i powoli wchodził po schodach.
-Postaw mnie głupku. -również się śmiałam.
-Jeszcze chwilkę... i już. -powiedział kładąc mnie na łóżku w swojej sypialni. - I widzę, że humorek lepszy.
-Głupi jesteś.
-Wiem. - znowu ten słodki uśmiech. *o* -Ja śpię na dole. Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj. -znowu uśmiech.
-Dobranoc. -również się uśmiechnęłam.
Ułożyłam się wygodnie. Cały czas myślałam o Marco... Miałam przed oczami ten jego słodki uśmiech. Zasnęłam... ale nie na długo. Obudziłam się przerażona tym co zobaczyłam we śnie. Było to coś, co chciałam zrobić już dawno. Nie mogłam o tym nikomu powiedzieć, nawet Marco.
-Co się stało? - Zapytał przerażony stojąc w drzwiach. - usłyszałem twoje krzyki. -Zaraz... jakie krzyki? Od pewnego czasu mam te koszmary, ale nigdy nie krzyczałam przez sen, a może mi się tylko tak wydawało.
-Koszmary...
-Zostać z... albo nie to głupie.
-Zostań. Połóż się obok. -uśmiechnęłam się, a On zrobił to o co poprosiłam. 
-Jejku, cała się trzęsiesz. Przytulić?
-Jak możesz. -przytuliłam się do Marco i zasnęłam. Czułam się bezpiecznie. Gdyby ktoś nas teraz zobaczył nie uwierzyłby, że jesteśmy przyjaciółmi...
____________________________________________
Jestem! :D
Przepraszam, że dopiero teraz dodaje ten rozdział, ale zwyczajnie nie miałam czasu :)
Nie wierzę, że to już koniec tych wakacji... Wam też tak szybko minęły? :< 
A co do rozdziałów podczas roku szkolnego. Powinny się pojawiać raz na tydzień góra dwa, obiecuje ;p
Czekam na Wasze komentarze :)
Pozdrawiam i życzę miłego powrotu do szkoły ;3 *o ile to możliwe ;p*

9 komentarzy = next ;3

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział IV

Rozdział IV

‘Teraz jest mi tak cholernie smutno, że chcę o tym komuś powiedzieć,
ale to musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może i nie ma jak mnie zranić.’

***
                Wróciłam do mieszkania i włączyłam telewizor. Byłam głodna,, więc zrobiłam sobie jedzenie. Kiedy skończyłam jeść, zaczęłam przygotowywać się do wyjścia z Marco i jego znajomymi. Najpierw wzięłam prysznic, a następnie poszłam do pokoju, żeby wybrać ciuchy. Postawiłam na sukie
nkę i szpilki. Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Na co dzień robię jedynie kreski, nie lubię się malować. Następnie pokręciłam włosy. Założyłam łańcuszek i bransoletkę. Równo o 18 dostałam wiadomość od Marco. Wyjrzałam przez okno. Stał oparty o swój samochód. Tak słodko wyglądał. Ej, Lena… tylko się nie zakochuj! Wyłączyłam telewizor, zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół.
-Cześć. –powiedział blondyn.
-Hej. –uśmiechnęłam się.
-Ślicznie wyglądasz. –zbliżył się do mnie i pocałował w policzek. Poczułam się tak… wyjątkowo. Ugh! Ogarnij się.
-Ty też nie najgorzej. –odpowiedziałam. Marco był ubrany w czarne rurki i białą koszulę. – I nawet nie widać, że masz podbite oko. – zaśmialiśmy się.
-Zapraszam. –powiedział otwierając drzwi samochodu.
Usiadłam na miejscu pasażera, a Marco zajął miejsce kierowcy. Po kilku minutach drogi zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.
-Po co tu stoimy? –zapytałam kiedy wysiedliśmy z auta.
-To dom Agaty i Kuby. –pokazał na młode małżeństwo kierujące się w naszą stronę.
Przedstawił mnie i wsiedliśmy się a następnie do samochodu Marco. Po jakimś czasie dojechaliśmy do klubu w centrum miasta. Przed rozpoczęciem zabawy poznałam Roberta, Anię, Matsa, Cathy,, Nuriego, Tugbę, Mitchella, Riri i Svena. Na końcu przywitałam się z Łukaszem, który jako jedyny, oprócz Marco, wiedział o wszystkim. Przyznam, że z nim i Agatą rozmawiało mi się  najlepiej. Dziewczyna Łukasza – Camilla od początku wydała mi się jakaś dziwna. Była taka sztucznie miła. Miałam wrażenie, że jest ciągle patrzy na Marco i że jest o niego… jakby zazdrosna. Może to tylko moje głupie wrażenie.
Przez cały wieczór bawiłam się świetnie. Wszyscy byli mega przyjaźni. Było już ciemno, akurat gadałam z Riri, kiedy podszedł do mnie Marco.
-Porywam Ci ją na chwilę. –powiedział z uśmiechem do dziewczyny.
-Marcooo, ale ja już nie dam rady tańczyć.
-To chodź na spacer. –uśmiechnął się. – Tu niedaleko jest park. –spojrzał na mnie.
-Dobra, wygrałeś.
Wyszliśmy z klubu, a następnie kierowaliśmy się do parku. Chodziliśmy ścieżkami i rozmawialiśmy.
-Czy tylko ja mam wrażenie, że Camilla jest o Ciebie zazdrosna? – zapytałam
-Camilla? –zdziwił się. – Nie, nie sądzę. Ona ma Łukasza.
-Nie wiem…
-Też jej nie lubię. –zaśmiał się. –chodź, usiądźmy tutaj. –wskazał na ławkę.
-Siedzieliśmy i patrzyliśmy na gwiazdy.
-Ta jest moja. –pokazałam na największą
-Ej, ja ją chciałem – ‘zasmucił’ się – to tamta jest moja.
-Nie chce Cię martwić, ale to samolot…
-W takim razie moja siedzi obok. –przysunął się do mnie i chciał pocałować. –Przepraszam.
-Nic się nie stało. –uśmiechnęłam się i zapanowała cisza.
-Nie zimno Ci? –blondyn przerwał niezręczny moment.
-Troszkę.
-No to wracajmy.
-Wolę tu posiedzieć. –uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Nie mam bluzy ani nic, ale mogę Cię przytulić. –popatrzył na mnie
-Musisz być taki?
-To znaczy jaki?
-Taki… kochany.
-Chyba tak. –powiedział po chwili zastanowienie przymrużając oczy. Zaśmialiśmy się, a On mnie objął. Położyłam głowę na jego ramieniu.  Siedzieliśmy tak przez chwilę, nic nie mówiąc.
-Wracamy? –zapytałam
-Jak chcesz. – wstał z ławki i ruszyliśmy do klubu. Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.

_________________________________________
Jestem! <3
Jejku, jaki krótki :c Ale spokojnie jeszcze tylko jeden taki, a później mam już napisane dłuższe :)
Wczoraj wróciłam z Wrocławia i powiem Wam, że jest tam naprawdę świetnie *o*
Dziękuje Wam za komentarze :) 
Jutro chyba wyjeżdżam, więc nie wiem kiedy dodam kolejny, ale postaram się jak najszybciej :)
Pozdrawiam i do zobaczenia ;* 

8 KOMENTARZY = NEXT ;3
CZYTASZ? - SKOMENTUJ ;*

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział III

‘Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić,
Bo chodźmy człowiek był nie wiadomo jak dzielny,
Czasami czuje się samotny’

***
                Siedzieliśmy na jakiś starych schodach. Byłem taki szczęśliwy! Bardzo się cieszę, że mi zaufała. Wiem jedno- muszę pomóc jej z tym skończyć.
-Wymyśle coś i pomogę Ci zostawić to wszystko.
-Nie, Marco oni zrobią Ci krzywdę.
-Nie bój się. Będzie dobrze. -uśmiechnąłem się. –Tutaj masz mój numer. Widzimy się jutro.
-Marco, dziękuje.
-Za co?
-Jesteś jedyną osobą, która chce mi pomóc.
-Do zobaczenia. –ponownie się uśmiechnąłem. –Może cię odwieść do domu?
-Nie, dzięki, poradzę sobie.
Wróciłem do domu około północy. Do rana nie mogłem zasnąć. Byłem taki szczęśliwy…


-A Tobie co? –zapytał Łukasz w drodze na trening.
-Pamiętasz tę dziewczynę, która na mnie wpadła wczoraj?
-No tak.
-Więc… -opowiedziałem mu o wszystkim.
-Wow, ale akcja. Jak chcesz jej pomóc?
-Tego jeszcze nie wiem, ale coś wymyśle...
-Ty i myślenie? Hhahahahaha już to widzę. –„poczochrał” moje blond włosy.

***
Kilka dni później
                Rano zadzwonił Toni, który powiedział,  że ma dla mnie kolejne zlecenie. Kiedy byłam już w fabryce, wręczył mi kopertę. Otworzyłam ją i wyjęłam ze środka małą karteczkę. Było na niej napisane:
Marco Reus
25 lat
Piłkarz Borussii Dortmund
Oraz jego adres. Dołączone było również zdjęcie. To był ten sam Marco, który chciał mi pomóc. Zaraz, moment… Więc skoro jest On piłkarzem i to Borussii to musi być mega popularny. Może mieć każdą, a chce pomóc właśnie mnie? Nie interesuje się piłką, ale o Borussii słyszałam nie raz. No mogę Go zabić, nie mogę!
-Toni poczekaj. Ja nie mogę tego zrobić.
-Jak to?
-Nie chce.
-Już nie pamiętasz naszej umowy?
-Pamiętam, ale nie mogę.
Poczułam, że upadam na ziemię, a po chwili straciłam przytomność. Ocknęłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Miałam związane ręce i nogi. Doszłam do wniosku, że to pomieszczenie zamykane na klucz w piwnicy. Wszystko mnie bolało. Udało mi się wyciągnąć telefon z kieszeni. Powoli napisałam wiadomość.
‘Potrzebuje Twojej pomocy, jestem w piwnicy fabryki. Lena’
I wysłałam do Marco. Z trudem schowałam telefon i czekałam próbując sobie przypomnieć jak stąd wyjść. Kilkanaście minut później ktoś próbował otworzyć drzwi.
-Lena, jesteś tam? To ja, Marco.
-Tak, jestem.
Marco zrobił  ‘z buta wjeżdżam’ i był już obok mnie.
-Jesteś. – uśmiechnęłam się. Dzięki niemu uśmiechałam się coraz częściej.

-Nie mógłbym inaczej. –odwzajemnił gest. Rozwiązał mnie i pomógł wstać. Już wychodziliśmy z znienawidzonego pomieszczenia, kiedy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Był to nie kto inny niż Toni.
-Marco, uciekaj. Oni chcą Cię zabić. –szepnęłam mu do ucha.
-Przecież Cię tu nie zostawię. –powiedział biorąc mnie za  rękę. Biegliśmy do wyjścia ale stał tam jakiś koleś. Rzucił się na Marco. Na szczęście ten umiał się nieźle bić. Kiedy udało mu się uwolnić, wybiegliśmy z fabryki. Wsiadając do samochodu usłyszeliśmy głos Toniego.
-To jeszcze nie koniec. Oboje tego pożałujecie!


-Wszystko w porządku? –zapytał Marco z podbitym okiem, kiedy już jechaliśmy autem.
-Tak, dziękuje. Pokaż to oko… Bardzo boli?
-Nic mi nie będzie. –uśmiechnął się.
-Marco, ja Cię strasznie za to wszystko przepraszam, bo widzisz…
-Cii, nie masz mnie za co przepraszać.
-Ale to wszystko przeze mnie.
-Przestań… Jak do tego doszło?
-Dostałam zlecenie, żeby z Cię zabić, ale ja… nie mogłam tego zrobić.
-Dlaczego?
-Bo jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Poza Tobą nie mam nikogo. –powiedziałam cicho i poczułam, że się rumienię.
-Ślicznie Ci z rumieńcem. –zaśmiał się.
Kiedy dojechaliśmy do mojego mieszkania wysiedliśmy z pojazdu. Marco oparł się o swój samochód, a ja kierowałam się w stronę mojego mieszkania.
-Poczekaj, masz jakieś plany na wieczór? –zapytał z uśmiechem.
-Nie mam. –odwzajemniłam gest.
-To może wyskoczysz gdzieś ze mną i znajomymi?
-Ale ja nie znam Twoich znajomych…
-To poznasz. Nie też nie znałaś. –ciągle się uśmiechał.
-Ale…
-Nie wymyślaj, wpadnę po Ciebie o 18.
-No dobra. To idę, pa.
-Do zobaczenia.
-A i jeszcze raz przepraszam za to wszystko…
-Spokojnie, coś zrobię z tym okiem do wieczora. -zaśmiał się- pa.

Tylko się uśmiechnęłam i poszłam do mieszkanie. A Marco oparty o samochód patrzył z uśmiechem jak odchodzę. To dziwne, że przez jedną osobę teraz tak często się uśmiecham. On jest taki kochany… I pomyśleć, że prawie wcale się nie znamy...
_____________________________________________
I jest trójeczka ^^
Dziękuje za komentarze i 2 tys. wyświetleń ;* Co do długości rozdziałów to tak jak pisałam ostatnio. Od 6 będą dłuższe. :) Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo mam teraz trochę wyjazdów. Jest już napisany. Postaram się jak najszybciej ;D
Pozdrawiam ;*

9 komentarzy = next ;3

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział II

‘Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera. ‘    

***
            Po raz kolejny odebrałam komuś życie, ale tym razem czułam się jakoś inaczej niż zwykle... Można powiedzieć, że kiedyś zabijając nie czułam nic. Było mi to obojętne. Kolejna osoba traci życie, abym to ja mogła żyć. Teraz tak nie było… Czułam jak wielki ból poczuje jego rodzina gdy dowie się, że tak bliska im osoba nie żyje… Że nie porozmawiają z nim. Z tego co się dowiedziałam ma, a w sumie miał żonę i małe dziecko. Nie mogę przestać o tym myśleć…

-Muszę z tym skończyć! Ja tak dłużej nie mogę! –oznajmiłam Toniemu.
-Już nie pamiętasz naszej umowy? Albo robisz to co Ci każemy, albo twoja piękna buźka nie będzie już taka piękna. Sama wybierz. –szyderczo się uśmiechnął i odszedł.

Nie chce już tego robić. Coś się we mnie zmieniło, ale się boje, tak cholernie się boje…

***
Victorii nie ma już w Dortmundzie i bardzo się z tego cieszę. To był najdłuższy tydzień w moim życiu. Ale przynajmniej się zabawiłem. Myślała, że poważnie mi się podoba.
Szliśmy z Łukaszem na trening. Nagle jakaś dziewczyna potknęła się i wpadła na mnie.
-Nic Ci nie jest? –zapytałem
-Wszystko w porządku.
-Jestem Marco a to jest Łukasz. –na mojej twarzy pojawił się uśmiech
-Jestem Lena. –powiedziała nawet na mnie nie patrząc. Uniosłem jej głowę tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Przepraszam. –dodała i uciekła.
-Jaka dziwna. –powiedziała Łukasz z miną ‘wtf?!’
-Ale jaka ładna…
 Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Może i Łukasz coś mówił, ale w mojej głowie była tylko ta dziewczyna. Szkoda, że nic o niej nie wiem… Postanowiłem, że ją znajdę i to zrobię. Po skończonym treningu ja, Lewy, Kuba, Łukasz, Mats i Nuri udaliśmy się na rowery.
-O! Patrzcie! Ogrodniczy. –darł się Kuba
-Wiocha za 3..2..1..teraz! –powiedzieliśmy równo i wbiegliśmy do sklepu.
-Z drogi śledzie, Mats na taczkach jedzie. –krzyknął Lewy kierując taczkami, w których siedział Hummels.
-Uwaga na… Ups!- chłopcy wylądowali pod stertą narzędzi typu grabie.
-Ochrona! Proszę ich wyprowadzić. 
Nuri nie wyszedł z nami udając, że nas nie zna. Podszedł do niego jeden z ochroniarzy mówiąc:
-A dla pana specjalne WYPROSZENIE?
-You talking to me?
-Proszę wyjść. –złapał go za ramię.
-Pff..
Chwilę pojeździliśmy po Dortmundzie, a następnie każdy z nas wróciło siebie.  Nie mogłem siedzieć w domu, więc wsiadłem w samochód i ruszyłem. Coś mi mówiło, żebym jechał do tej starej fabryki na obrzeżach miasta. Mimo, że było ciemno kierowałem się właśnie tam. Myślałem o Lenie. Widziałem ją już kiedyś… Tylko kiedy?

***
                Musiałam wrócić do naszej kryjówki, bo zostawiłam tam telefon. Stałam tyłem do wejścia, kiedy usłyszałam czyjeś kroki za mną.
-Co Ty tu robisz? –zapytałam zdziwiona widząc blondyna, tego samego na którego wpadłam na ulicy.
-Coś mi mówiło żebym tu przyjechał. –odpowiedział i tak słodko się uśmiechnął.
-Idź stąd. Nie powinno Cię tutaj być.
-Nie odejdę dopóki nie porozmawiamy.
-W takim razie ja to zrobię. –chciałam odejść, ale Marco złapał mnie za nadgarstki.
-Proszę, nie odchodź. Porozmawiajmy.
-Ale o czym?
-O wszystkim.
-Dobra, chodź tam- powiedziałam zrezygnowana widząc, że nie odpuści.
-No więc, dlaczego to robisz?
-O co Ci chodzi? –zapytałam zdziwiona
-Dlaczego jesteś płatnym zabójcą?
-Skąd wiesz?
-Pamiętasz próbę zabójstwa na obrzeżach miasta? Byłam tam wtedy. Po naszym spotkaniu na ulicy wiedziałem, że twoja twarz jest znajoma. Jadąc tu uświadomiłem sobie, że to byłaś Ty.
-To dlaczego tu siedzisz? Jedź na policje i mnie wydaj! –krzyknęłam.
-Uspokój się. Nie mam takiego zamiaru.
-Nie?
-Nie. Chcę Ci pomóc. Powiedz mi tylko, dlaczego to robisz?
-Bo muszę.
-A chcesz?
-Nie. –szepnęłam.
-To dlaczego z tym nie skończysz?
-Nie mogę. Potrzebuje pieniędzy na operacje. Bo widzisz ja.. ja mam nowotwór. A poza tym się boje.
-A Twoi rodzice wiedzą o tym?
-Zostawili mnie kiedy byłam małą dziewczynką. –powiedziałam cicho, spuściłam głowę, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
-Nie płacz. Pomogę Ci. –podniósł moją głowę. Przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam.
-Przepraszam. Nie powinnam. –powiedziałam i z powrotem odsunęłam się.
-No chodź tu do mnie. –uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest. Objął mnie rękami i mocno przytulił. Słyszałam bicie jego serca. –Poradzimy sobie z tym zobaczysz. –pocałował mnie w głowę.  Nie wiem czemu wydawał mi się taki bliski. Wydawało mi się, że znamy się od zawsze, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. ________________________________________
Hej, cześć ;3
Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam u kuzynki :) Baaardzo dziękuje za te 10 komentarzy ♥ 
Jak widzicie Lena nie zabiła Marco i tego nie zrobi :) *przynajmniej na razie >.<*
A co do długości rozdziałów... Mam napisane 6 rozdziałów takich dość krótkich, kolejne postaram sie pisać dłuższe, ale nic nie obiecuje ;3


9 komentarzy= next ;*

Pozdrawiam ;*

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział I

  ‘Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami.
Nie można go nikomu wytłumaczyć.
Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca
jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.’

***

Dzień jak każdy inny.  Idę bez celu ulicą. Mimo wszystko kocham życie, chcę żyć. Dlatego to robię.. Odbieram ludziom życie tylko po to by uratować swoje. Egoistka? Nie, po prostu wiem, że mogę przeżyć jeszcze wiele pięknych chwil. Nie mam nikogo, walczę dla samej siebie. Próbuje być szczęśliwa, nie zważając na samotność. Wiem, że to los rządzi moim życiem. Może spotkam osobę, która pokocha mnie mimo moich licznych wad. Osobę, dzięki której poczuje co to prawdziwe szczęście. Wiem, że muszę czekać, czekać na kogoś, dzięki komu moje smutne życie zmieni swój bieg. Wróciłam do swojego pustego mieszkania. Jak zawsze zjadłam sama kolację i włączyłam telewizor. Oglądałam bajki. One sprawiały, że mogłam się poczuć jak wtedy, kiedy z rodzicami jako mała dziewczynka mieszkałam w Ameryce. Pamiętam doskonale głos swojej mamy, która śpiewała mi kołysanki. Pamiętam twarz taty, który zawsze uśmiechał się do mnie. Byłam szczęśliwa. Miałam rodziców i przyjaciół. A teraz? Nie mam nic ani nikogo. Jestem sama. Ciągle nie wiem, dlaczego mnie zostawili. Do tego ta choroba.
-Dlaczego akurat ja? – to pytanie zadaję sobie każdego dnia.
Ale trzeba walczyć i wierzyć, że się uda, bo to wiara czyni cuda. Zmęczona kolejnym dniem spędzonym w samotności zasnęłam przed telewizorem. 

Obudzona dźwiękiem swojego telefonu, usiadłam na łóżku i odczytałam wiadomość:
"Wpadnij do mnie, jest robota."
Nie chciałam po raz kolejny zabijać, ale chęć by żyć ponownie wygrała. Można powiedzieć, że nawet polubiłam swoją pracę. Mam już ponad połowę sumy potrzebnej na operacje. 

***

Marco:
Moje życie jest wspaniałe. Jestem szczęśliwy, mam wokół siebie ludzi, którym na mnie zależy, ludzi, którzy skoczą ze mną w ogień. Jednak czegoś mi brakuje.. Tak bardzo chcę mieć osobę, która pokocha mnie ze wzajemnością. Chcę kochać i być kochanym. Szkoda, że prawie każda dziewczyna leci na moją sławę i kasę.  Mam nadzieję, że spotkam dziewczynę, która pokocha mnie bez względu na wszystko . Moje rozmyślanie przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem Lewego.
-Cześć. –uśmiechnął się.
-Siema, wchodź.
-Nie mamy czasu.
-My? –zdziwiłem się.
-Tak, my. Bierz buty i chodź.
-Gdzie? Po co?
-No szybko dowiesz się po drodze.
Kiedy szliśmy ulicą zapytałem:
-Mogę wiedzieć gdzie Ty mnie prowadzisz?
-A no tak, zapomniałem. Więc przyjeżdża do mnie kuzynka, która bardzo chce Cię poznać.
-No i?
-No i? Ty jesteś wolny, ona też…
-No to ja wracam do siebie. – odwróciłem się kierując w drogę powrotną.
-Ej, Marco. Proszę.. –spojrzał na mnie z miną słodkiego szczeniaczka.
-Kurde, nie mogę tej twojej miny. Plastik?
-Nawet nie wierz jak bardzo.
-Dlaczego Ty mi to robisz…
-Zapowiada się bardzo miły dzień. –zaśmiał się.
Robert mieszkał niedaleko, więc po kilku minutach doszliśmy do jego domu. Przywitałem się z Anią, po czym Lewy włączył telewizor i oglądaliśmy Cartoon Network. Może trudno to sobie wyobrazić , ale jesteśmy takimi dużymi dziećmi. Szczególnie lubimy bajki i.. ładowanie się w kłopoty.
- Uuuu, Ben 10. –ucieszył się Robert
-Nie lubię tego. –wyrwałem mu pilot.
-Pff.. Nie znasz się.
Oglądanie telewizji przerwała nam Ania, która przyprowadziła Victorię, bo tak miała na imię kuzynka mojego przyjaciela.
-Cześć Marco! Victoria jestem. – zapiszczała i rzuciła się na mnie.
-Ej, zluzuj trochę.
-Wybacz słonko. – ‘odkleiła’ się ode mnie. Spojrzałem na Robert z miną ‘wtf?!’, a on wybuchł śmiechem. Całe popołudnie spędziłem u Lewandowskich. Victoria cały czas się do mnie kleiła i nie odstępowała mnie nawet na krok. Od tego jej pisku już mi w uszach dzwoniło. Mam jej serdecznie dość. Wracając do domu zastanawiałem się jakby się nią zabawić. Nie mam przecież nic do stracenia..

***
Lena
Jak zwykle zamyślona szłam główną ulicą Dortmundu. Kierowałam się do starej, opuszczonej fabryki, gdzie miałam spotkać się z Tonim. Był on dobrze zbudowanym brunetem. To przez niego dostawałam szczegóły moich zadań.
-Cześć.
-Hej. Tutaj masz szczegóły. –wręczył mi karteczkę. – Masz dwa dni. – dodał i odszedł.
‘Tylko gdzie ja go znajdę?’ – myślałam

 ___________________________________________________
No i mamy jedynkę ;3
Rozdział taki... nijaki. :c 
Dziękuje za 5 komentarzy pod prologiem ;3
Pozdrawiam ;*

CZYTASZ? = SKOMENTUJ ;3
6 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ II


czwartek, 24 lipca 2014

Prolog

Tęsknimy, choć nie mówimy o tym, bo przecież nie ma się czym chwalić. Myślami zbyt często wracamy do przeszłości, w której się zatracamy. Próbujemy żyć na nowo, ale wciąż mamy za sobą niedomknięte rozdziały. Nieraz już na starcie tracimy to, co mamy. Boimy się ryzyka i nie ryzykujemy. Chcemy walczyć, ale nie do końca potrafimy. Jesteśmy silni, choć tak często zbyt słabi. Niszczymy to, co kochamy, kochamy to, co niszczymy. Gubimy się, ciągle się gubimy, upadamy, przegrywamy, rozpadamy się wewnętrznie, płaczemy, śmiejemy i znów gubimy... Zdobywamy szczyty, chwilę później je tracimy. Nie wiemy jak żyć, nie wiemy komu ufać i coraz częściej brakuje nam siły. Jednak mimo wszystko nie poddajemy się, nigdy tego nie zrobimy.
To był jej świat, choć widziała go tylko we śnie. W nim latała i mogła marzyć. Lecz ten świat był marzeniem. Ale nie przeszkadzało jej to. Ona wierzyła, że kiedyś  go odnajdzie. Ten świat ją zmienił i ona zmieniała świat, szkoda, że los pokrzyżował jej plany...                                                                                                                                                                                                                                                     ______________________________________________________
 Witam Was na nowym blogu :)  Będzie się on dość różnił od poprzedniego. ;3 Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
                                                                                                                 
BĘDZIESZ CZYTAĆ? = SKOMENTUJ :)