wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział X

Lena
Obudziłam się o dziwo w swoim łóżku. Byłam cała i zdrowa.. no o ile tak można to ująć. Ten cały pobyt w szpitalu to był tylko sen? Wzięłam telefon z pod poduszki i zerknęłam na godzinę. Była 5:20. Mimo wczesnej pory postanowiłam zadzwonić do Marco, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Hej słońce. -usłyszałam w słuchawce zaspany głos Marco.
-Cześć
-Która godzina?
-Trochę po piątej.
-Coś się stało, że tak wcześnie dzwonisz?
-Właśnie chciałam się upewnić, że wszystko w porządku.
-Oprócz tego, że jest środek nocy, to tak. -zaśmiał się.
-Wydaje mi się, czy jakaś impreza z Mario?
-Tak jakby.
-Dobra, to śpij dobrze. Kocham Cię
-Ja Ciebie też, papa.

Rzuciłam telefon na poduszkę, położyłam się i odetchnęłam z ulgą. Ten sen dał mi dużo do myślenia. Przecież niedługo wszystko może potoczyć się w ten właśnie sposób. Nie chce zostawić chłopaków, nie chce z góry patrzeć jak cierpią i powtarzać sobie jaka to byłam głupia. Po kilkunastu minutach ogarnęłam się i zeszłam na dół. Powitał mnie promienny uśmiech Piszczka.
-Co chcesz na śniadanie? -zapytał
-Nie wiem, zaskocz mnie, -uśmiechnęłam się
-Takie wyzwania. Okay, idź znajdź coś w telewizji.
-Lecę.
Kilka chwil później siedzieliśmy oboje w salonie jedząc i oglądając jakiś głupi film. Po kilku minutach rozległ się dzwonek do drzwi.
-Kto idzie? -zapytał Piszczek
-Ty
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Nie
-No idź!
-Nienawidzę Cię. -wymamrotał wstając z kanapy. -Ej młoda, do Ciebie. -usłyszałam po chwili.
Udałam się do drzwi, a w nich ujrzałam Mario.
-Możemy pogadać?
-Tak, jasne.
-Może się przejdziemy?
-Okej.
Była już późna jesień, ale mimo to pogoda na była najgorsza. Ubrałam płaszczyk i buty, a następnie wyszliśmy.
-To co tam? -zapytałam z uśmiechem
-Posłuchaj, ja wiem o wszystkim.
-To znaczy?
- O chorobie i o tym że... no wiesz.
-I co z tego? Będziesz się teraz nade mną użalał?
-Nie o to mi chodzi. Znam bardzo dobrego lekarza w drugiej części Dortmundu...
-Nie potrzebuje Twojej litości.
-Jakiej litości? jesteś dziewczyną mojego najlepszego kumpla i chce Wam pomóc. Ten lekarz by Cię zoperował bez żadnych kolejek czy coś.
-Mario, ale to nie takie proste. Guz jest dość duży, nie ma pewności że przeżyje.
-Wolisz umrzeć ze świadomością, że mogłaś coś zrobić? Wiem, że się boisz, ja też, ale musimy coś zrobić.
-Sama nie wiem. Tak przynajmniej pożyje z miesiąc, a jak operacja się nie uda to... -na samą myśl o tym wszystkim łzy napłynęły mi do oczu.
-Miesiąc? Serio? W miesiąc Marco nie zdąży Cię się oświadczyć, nie weźmiecie ślubu, nie będziecie
mieć dzieci, nie pojedziecie na wakacje... -zaczął wymieniać, a ja cicho się zaśmiałam
-Może i masz racje.
-Pewnie, że mam. -Uniósł kąciki ust. -To jak będzie? Dzwonić do niego?
-Daj mi czas do jutra na zastanowienie się, okej?
-Jasne.
-A i jeszcze jedno, nie mów Marco ani Łukaszowi
-Czemu?
-Bo nie, powiem im dopiero po udanej operacji.
-O widzisz? Już myślisz pozytywnie. Zrobisz jak zechcesz.
-Dziękuje Mario.
-Nie ma za co, podziękujesz mi za rok, dwa, na swoim ślubie, na chrzcinach dziecka, wspólnych wakacjach i tak dalej. -zaśmiał się
-Nie rozpędzaj się tak -zrobiłam to samo -uwielbiam Cię, wiesz? -powiedziałam przytulając Niemca

***
Mario odprowadził mnie do domu Łukasza, a sam udał się do Marco. W salonie zastałam piłkarza wraz z Camillą - jego dziewczyną, której szczerze nie znosiłam. Chciałam przejść niezauważona, ale...
-O cześć Lena! -zapiszczała 
-Tylko nie to -mruknęłam- no cześć, cześć. 
Piszczek podszedł do mnie
-Ej, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś płakała.
-Nie, czemu?
-Masz rozmazany makijaż.
-To przez, ten no... deszcz.
-Proszę Cię, przecież nie padało
-Może tutaj nie, ale dwie ulice dalej tak lało, że masakra.
-Kogo próbujesz oszukać?
-Łukasz idę do siebie, pogadamy później. 

Będąc już w pokoju poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon, a na ekranie widniał napis 'Marco ;*'
-Hej. -odebrałam
-Cześć. Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Nie bardzo, a co?
-Co powiesz na wieczór filmowy?
-Ze mną! Powiedz, że ze mną! -usłyszałam w tle głos Mario.
-No cicho bądź! -powiedział blondyn i chyba czymś rzucił -Teraz zbieraj resztki tego kwiatka! Jak powiem, że z Tobą to nie przyjdzie! -zaśmialiśmy się
-Dobra, przyjdę. O której?
-Zaraz
-Wieczór filmowy o 13? Ciekawie, ciekawie...
-Szczegół. Przyjść po Ciebie?
-I zostawisz Mario samego w Twoim domu?
-Zaryzykuje. 
-Nie no, dam radę sama. 
-To do zobaczenia.

Kilkanaście minut później...
Wychodząc z domu oznajmiłam Łukaszowi, że wychodzę. Idąc do chłopaków myślałam o propozycji Mario. Chciałam wyjść za Marco, mieć dzieci, pojechać na wakacje... Chciałam żyć. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Nim się obejrzałam byłam już przed domem Reusa. Zadzwoniłam dzwonkiem, a w drzwiach pojawił się Marco.
-Cześć słońce -pocałował mnie w policzek.
-Nawet nie wiesz jak mi dupe ratujecie.
-Coś sie stało? -nagle pojawił się Mario i na przywitanie również pocałował mnie w policzek
-Łukasz przyprowadził tą swoją dziewczynę.
-To to można nazwać dziewczyną? -zapytał Marco
-Podobno.
-Wait, to Piszczek ma dziewczynę?
-No ma, ma -odpowiedziałam tłumiąc śmiech.
-Idę do sklepu, później mi opowiecie. -zmierzył nas wzrokiem po czym wyszedł z domu.

Chwilę później Marco zaniósł mnie do salonu, usiadł, a ja położyłam mu się na kolanach.
-Co tam u Ciebie? -zapytał bawiąc się moimi włosami.
_____________________________________________
Hej x Nie mam pojęcia czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda, ale jakoś tak mnie natchnęło i postanowiłam coś dodać. Przyznam, że coraz częściej myśle o usunięciu bloga, no bo popatrzcie na daty dodawania postów... no właśnie. Zaczęłam pisać w sierpniu, a w kwietniu dodaje 10 rozdział. Brawa dla mnie ;-; Napiszcie w komentarzach co o tym wszystkim sądzicie. Możecie mnie porządnie opieprzyć, może wtedy się ogarnę XD
Jeśli nie będzie przynajmniej 5 komentarzy usuwam blog :)
Nie, nie szantażuje Was xD


piątek, 6 lutego 2015

Rozdział IX

-Cześć skarbie. -obudził mnie głos Marco. Otworzyłam oczy, a ten leżał obok mnie.
-Marco? Gdzie Ty byłeś?
-Nieważne -uśmiechnął się dość sztucznie.
-Ważne.
-Ważne, że już wróciłem i chce się Tobą nacieszyć. Niby trzy dni, a tak tęskniłem. -próbował mnie pocałować.
-Wyobraź sobie, że ja też tęskniłam, tylko z tą różnicą, że Ty wiedziałeś co się ze mną dzieje, ja nie. -zdenerwowałam się. Znika bez słowa na trzy dni, nagle wraca i zachowuje się jakby nic się nie stało.
Zeszłam na dół. Łukasz też już nie spał. Siedział i oglądał telewizję.
-Jak tam zakochańce?
-A jak ma być? Zniknął bez słowa, wrócił i nie ma zamiaru nic wyjaśniać, świetnie.
-Jesteś na niego zła?
-A Ty byś nie był? Jestem jego dziewczyną, więc chyba mam prawo wiedzieć takie rzeczy. Jeszcze teraz kiedy... no wiesz.
-Kiedy co? -w salonie pojawił sie Marco
-Kiedy nic. Ty nie chcesz mówić to ja też nie będę.
Poszłam do pokoju, a następnie do łazienki. Umyłam się, ubrałam, poczesałam. Wzięłam telefon oraz słuchawki i zeszłam na dół.
-Piszczu, idę się przejść. -oznajmiłam przyjacielowi.
Chciałam wyjść, ale Reus złapał mnie za rękę.
-Gdzie byłeś? -cisza - to pa.
-Ach te kłótnie przedmałżeńskie! -usłyszałam w tle głos Łukasza
-Morda Piszczek!

***
Po wyjściu dziewczyny bezradny Marco usiadł  na kanapie. 
-A nie łatwiej jej po prostu powiedzieć? Zrozumie. 
-Jasne. -odmruknął. -prosiła, nie posłuchałam. Teraz mam za swoje. I wiesz co? Nie żałuje. -powiedział już znacznie głośniej.
-Ale musisz jej powiedzieć. Za kilka dni może być już za późno.
-Co? Przecież przez taką głupotę jej nie stracę.
-Głupotę? Ukrywasz przed Nią gdzie byłeś 3 dni. Ale masz racje, przez to jej nie stracisz. Za bardzo Cię kocha idioto. Tylko żebyś później nie żałował.
-O czym Ty mówisz?
-Nieważne, albo Ty jej powiesz albo ja to zrobię. 

***
Chodziłam po parku. Zastanawiałam się czy powiedzieć Marco prawdę czy nie. Nie mogę przed Nim tego ukrywać. Ale jak mam mu powiedzieć, że niedługo nie będzie mnie tutaj? Tylko Łukasz wie o wszystkim. Usiadłam na ławce podkulając nogi. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego akurat teraz muszę odchodzić? Dlaczego teraz musimy się kłócić? 

***

Ktoś usiadł obok Leny. To był On -Marco Reus. Mimo, ze nie mówił jej prawdy dziewczyna momentalnie się do niego przytuliła. Siedzieli nic nie mówiąc. Ona cicho płakała mocząc łzami jego ciemną bluzę.
'Albo teraz, albo nigdy' -pomyśleli jednocześnie.
-Muszę Ci o czymś powiedzieć. -powiedzieli w tym samym momencie. Mimo całej sytuacji oboje cicho się zaśmiali.
-Ja zacznę, ok? -powiedział Niemiec. W odpowiedzi dziewczyna lekko skinęła głową. Bardzo bolały go łzy dziewczyny. Traktował ją tak poważnie, jak nikogo nigdy wcześniej. W głębi duszy obiecał sobie, że już nigdy więcej nie dopuści do tego, żeby jego ukochana płakała. -Możemy się przejść?
-Pewnie. -blondynka blado się uśmiechnęła.
Wstali z ławki i szli trzymając się za ręce. Marco powoli zebrał się w sobie, Objął ukochana i zaczął mówić.
-Nie wiem jak zacząć...
-Prosto z mostu.
-Byłem... w areszcie.
-C-co? -spojrzała na chłopaka. -Dlaczego to przede mną ukrywałeś?
-Nie chciałem żebyś się martwiła. Bałem się, że Cię stracę.
-Serio myślałeś, że przez to Cię zostawię?
-Nie wiem, bałem się. -lekko się zarumienił.
-Nawet w takiej sytuacji jesteś cholernie słodki. -lekko wspięła się na palce i cmoknęła blondyna w policzek.
-W ogóle to za co Cię zamknęli?
-Za pobicie. Przepraszam, że Cię nie posłuchałem, ale jak sobie przypomnę tę noc, Ciebie... -mocniej przytulił dziewczynę - No szlag mnie trafia! Nie mogłem inaczej. Byłem taki wkurzony, ze miałem ochotę ich zabić. A skończyło się tylko tym, że wylądowali w szpitalu.
-I mówisz o tym tak spokojnie? A jak Cię wsadzą za kratki?
-Spokojnie, nie wsadzą. Nie mają dowodów.
-Co nie zmienia faktu, że przez Ciebie człowiek leży w szpitalu.

-A myślisz, że jak Ty leżałaś to Oni się przejmowali?
-Co? Nie, to nie tak, tylko...
-Kocham Cię i zrobię dla Ciebie wszytko, wiesz?
-Wiem, ale...- nie pozwolił jej mówić. Pocałował ją, robiąc to czego obojgu brakowało. Razem byli najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Emocje wzięły górę i do oczu dziewczyny zaczęły napływać łzy. Zdezorientowany piłkarz ponownie przytulił ukochaną. 

***

-Czemu płaczesz? -zapytał cicho.
-Bo ja... -nie było dane jej dokończyć. Poczuła, że robi jej się słabo. Osunęła się na ziemię i straciła przytomność. 
-Lena, co Ci jest?! -zapytał Marco, ale nie otrzymał odpowiedzi. 


Zadzwonił po karetkę, która zaraz zjawiła się na miejscu. 
W szpitalu zjawił się również Piszczek. Widząc ukochaną dziewczynę i przyjaciółkę podpiętą do tych wszystkich urządzeń serca piłkarzy rozpadły się na miliony kawałków. Z sali wyszedł lekarz.
-Co z Nią? -zapytał Polak. 
Marco ciągle patrzył przez szybę jak urządzenia podtrzymują życie najważniejszej osoby w jego życiu. 
-Musimy czekać.
-Na co do cholery? Aż umrze?! Róbcie coś!
-Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, przykro mi. -lekarz odszedł. 
-Piszczek usiadł na jedno z krzeseł. Pojawiła się tak nagle, wiele zmieniła, a teraz odchodzi. Żadnemu z nich nie mogło zmieścić się to w głowie. Tak bardzo Ją kochali, a Ona umierała na ich oczach.
-Możemy do niej wejść?
-Proszę to założyć. -pielęgniarka podała im fartuchy. 
Weszli do sali. Usiedli przy szpitalnym łóżku. Marco płakał jak dziecko. Łukasz starał sie go pocieszyć, ale jemu również nie było łatwo. Chwilami była dla niego ważniejsza od jego własnej dziewczyny. Kochał ją jak siostrę. Reus próbował powstrzymać łzy, ale nie dał rady, była dla niego wszystkim. Dzięki nie zmienił się. 
Mijały koleje godziny. W stanie dziewczyny nic się nie zmieniało. 
Marco siedział przy łóżku ukochanej, a Łukasz z Agata czekali przed salą. Niemiec wspominał chwile spędzone razem i wierzył, że jeszcze przeżyją wiele pięknych przygód - razem. 
-Nie możesz odjeść. -wyszeptał całując rękę dziewczyny. 

***

W pewnej chwili ręka dziewczyny drgnęła. Blondyn zerwał się z miejsca.
-Cały czas tu jesteś. -wyszeptała uśmiechając się.
-Przecież nie mógłbym Cię zostawić.
-Kocham Cię, Marco.
-Ja Ciebie też skarbie. 
-Obiecaj, że jak odejdę ułożysz sobie życie.
-Nie odejdziesz. -uśmiechnął się. 
-Obiecaj. -prosiła.
-Obiecuje, ale Ty obiecaj, że nigdy nie odejdziesz.
-Nie mogę, to koniec, przepraszam. Zawsze będę obok. -powiedziała i zamknęła oczy. Dopiero teraz do Niego dotarło, że już nigdy może ich nie otworzyć. W jednej chwili aparatury zaczęły piszczeć.
Polepszyło się przed śmiercią...

___________________________________________________
Aj em bek XD
zabijecie mnie z końcówkę, ups
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział... a może epilog? xx Postaram się jak najszybciej.
A teraz taka mała prośba do Was. Chce zobaczyć ile osób to jeszcze czyta. więc jeśli tu jesteś, a nie chce Ci się nic pisać to wstaw chociaż emotkę, coś w stylu 'jestem' 'przeczytałam/em' albo chociaż *emoji środkowego palca* (coś dla Cb xD) także
Czytasz - skomentuj. 
Pozdrawiam x

wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział VIII

-Nie będę ukrywał, że pani wyniki są bardzo złe. Musi pani przejść jak najszybciej operacje, inaczej...
-Proszę nie kończyć. Ile mi zostało?
-Nie wiele, miesiąc, góra dwa. Ale w takich przypadkach NFZ finansuje operacje, tyle, że pani przypadek jest bardzo poważny i nie mamy żadnej pewności, że operacja się powiedzie.

Znacie to uczucie, że kiedy wszystko się układa, nagle można to stracić? Ja znam. Wydaje Ci się, że strata czegoś lub kogoś jest najgorszą rzeczą jaka może Cię spotkać? Masz rację, wydaj Ci się. Życie ze świadomością, że umierasz jest gorsze, dużo gorsze. Przeraża mnie fakt, że niedługo mnie tutaj nie będzie, że będę wiecznie 'gdzieś tam'. A co najgorsze? Że stracę Marco, na zawsze, nieodwracalnie. 


***
Było późno, a co sie z tym wiąże ciemno. Wracałam od Marco. Chciał mnie odprowadzić, ale jakoś wolałam iść sama. To był błąd. Wciąż nie powiedziałam mu prawdy, ale nie mogę. Nie chce żeby te ostatnie dni były takie smutne, chce je spędzić jak najlepiej. Szłam, szłam i ktoś na mnie napadł. Upadłam na ziemię. Kopali mnie, a potem zaciągnęli w jakiejś krzaki. Krzyczałam, wzywałam pomocy, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Mój telefon cały czas wibrował. Jeden z nich zaczął się do mnie dobierać, kiedy do akcji wkroczył... Reus, a zaraz za nim Goetze i Piszczek. 
-Boże, Lena! -Marco pomógł mi wstać, a następnie zabrał mnie kawałek dalej. -Nie płacz skarbie. -Mocno mnie przytulił.
-Oni chcieli mnie... -płakałam jeszcze bardziej.
-Ciii. Pamiętaj, że masz mnie, nie pozwolę Cię skrzywdzić, nigdy. -Pocałował mnie w głowę.

***
W domu...
-Jak sie tam znaleźliście? -zapytałam już nieco spokojniejsza.
-Próbował sie do Cibie dodzwonić, żeby się upewnić, że dotarłaś do domu cała i zdrowa. -zaczął Mario
-No, ale się nie dodzwoniłem. -Marco
-Zadzwonił do mnie. -opowiadali przerywając sobie - Ale Ciebie jeszcze nie było.
-Postanowiliśmy Cię poszukać. -znowu Mario
-Wyszedłem w stronę chłopaków.
-A my w stronę Łukasza.
-No i Cię znaleźliśmy.
-Jestem pieprzonym idiotą! Nie powinienem Cię puścić samej o tej porze. -obwiniał się Marco
-Przecież to nie Twoja wina.
-Dobra, Wy się tam miziajcie i te sprawy, a my się zmywamy, nie Mario? -Piszczu próbował trochę rozładować atmosferę.
-No tak tak.

-Zostać z Tobą na noc? -upewnił się.
-Jak możesz.
-Pewnie, że mogę. -ponownie mnie objął.
-Chodź do mnie. -wstałam
-Lecę. -uśmiechnął się.
Wzięłam jeszcze prysznic i chwilę później leżeliśmy na moim łóżku. Cały czas chciało mi się płakać, ale Marco za wszelką cenę nie chciał do tego dopuścić, pocieszał mnie, rozśmieszał, aż w końcu zasnęłam w jego objęciach.


Obudziłam się, wszystko strasznie mnie bolało. Uwolniłam sie z objęć Marco, tak, żeby się nie obudził. Zeszłam na dół, żeby zrobić sobie herbatę. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam pozostałych piłkarzy jedzących śniadanie. Wymieniliśmy buziaki w policzek, a następnie otrzymałam od Łukasza gorącą herbatę. Nie mogłam nic zjeść. 
-Dobra, idę sie ogarnąć. - powiedziałam kończąc napój.
Weszłam z powrotem do pokoju. Widząc jak Marco spokojnie śpi uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Tam wzięłam prysznic, ubrałam, związałam włosy i zrobiłam mekki makijaż. Wróciłam do pokoju, Reus już nie spał. 
-A gdzie moja księżniczka ucieka? -uśmiechnął się. -Chodź tu do mnie. -przesunął się, a ja położyłam się obok. -Jak się czujesz?
-Już lepiej. -uśmiechnęłam się.
-To dobrze. -powiedział kładąc rękę na moim brzuchu. -A teraz sobie jeszcze pośpimy. -szepnął mi do ucha przytulając się do mnie.
-Jest już 12. -zaśmiałam się.
-Trudno. -mruknął. 
-Nie wiem jak Ty, ale ja wstaje.
-Nie rób mi tego. -zawył
Podniosłam się z łóżka. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło słabo. Z powrotem usiadłam. 
-Wszystko w porządku? -zapytał Marco siedząc już obok.
-Tak, trochę mi się tylko w głowię zakręciło. -lekko się uśmiechnęłam.
-Jesteś strasznie blada. 
-Zaraz wszystko mi przejdzie.
-Może powinniśmy pojechać do lekarza?
-Nie, przejdzie mi.
-Na pewno?
-Tak. Dziękuje, że tak się martwisz. -uśmiechnęłam się, a On w odpowiedzi mnie przytulił.

***
Kilka godzin później...
-Marco do cholery odbierz ten telefon! -denerwował się Piszczek stojąc na szpitalnym korytarzu. -Halo? No nareszcie!
-Co tam? -usłyszał w słuchawce
-Przyjeżdżaj do szpitala, Lena straciła przytomność.
-Co? Już tam jadę.

***
-Gdzie... gdzie ja jestem? -wymamrotałam
-W szpitalu. Straciła pani przytomność. Pani brat tu panią przywiózł.
-Brat?
-Tak, czeka przed salą.
-Może Go  pani poprosić?
-Tak, oczywiście.

Po chwili w sali pojawił się Piszczek.
-Cześć braciszku. -zaśmiałam się
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że mówimy sobie wszystko.
-Bo tak jest. Ale to nie takie łatwe, nie chciałem Cię martwić.
-I myślałaś, ze się nie dowiemy? -zapytał z wyrzutem
-Marco też wie?
-Jeszcze nie.
-Nie mów mu, proszę.
-Nie powiem, Ty to zrobisz.
-Powiem, ale nie teraz.
-A kiedy? Przecież... -urwał. Jego oczy się zaszkliły. Nie mogło mu to przejść przez gardło. -Nie dam rady bez Ciebie.
-Będzie dobrze, zobaczysz. -również płakałam, przytulając się do przyjaciela.

Kiedy Łukasz wyszedł z sali pojawił się w niej Marco.
-Cześć skarbie. -powiedział całując mnie w czoło.- Przyjechałem najszybciej jak mogłem.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Nawet nie wiesz jak się przestraszyłem po tym telefonie od Łukasza.
-Wyobrażam sobie.
-Jak sie czujesz? -zapytał gładząc mnie po włosach.
-Już dobrze.
-Kiedy wychodzisz?
-Już jutro. Jestem tu jakąś godzinę, a trafia mnie na widok tych białych ścian. ;-;
-Ta, mnie też. -zaśmiał się.
Reus posiedział u mnie jeszcze trochę, a następnie wyszedł, 'bo musi coś załatwić'.


Nareszcie wychodzę. Nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej, nie zniosę tych sztucznych pielęgniarek klejących się do mojego Marco i tych białych ścian, jeeejku.
Kurde, czekam na Marco, który miał być godzinę temu. Nie odbierał telefony. W drzwiach sali stanął Łukasz.
-Cześć, co Ty tu robisz? -zapytałam.
-Tak, Ciebie tez fajnie widzieć siostrzyczko. -podszedł i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie Marco?
-Musiał... musiał wyjechać!
-A dlaczego nie odbiera telefonu?
-To całkiem zabawna historia... zapomniał go.
-Tak po prostu?
-Nie, z efektami specjalnymi. Idziemy?
-Tak, jasne. - odpowiedziałam, a Piszczek wziął moją torbę.- A gdzie On właściwie wyjechał?
-Wiesz, jako babcia się gorzej czuje i musiał pojechać do niej na wieś.
-Aha... a czemu mi nic nie powiedział?
-Pewnie nie chciał Cię martwić... zresztą nie wiem. Porozmawiacie jak wróci.


Wieczorem siedzieliśmy i oglądaliśmy jakąś nieśmieszną komedię. Ten nagły wyjazd Marco nie dawał mi spokoju. Zadzwonił telefon Łukasza. Ten szybko wstał i podszedł odebrać go do pomieszczenia obok. Zamknął za sobą drzwi. Podeszłam do nich i zaczęłam słuchać. Tak wiem, to nie było w porządku, ale moge się założyć, że to dzwonił Marco.
-Siema.. No tak się się umawialiśmy... no że pojechałeś do babci na wieś... skąd mogłem wiedzieć, że Twoja babcia mieszka w Berlinie?!... tak... od tego mnie masz... przecież wiem...Nie martw się, o niczym się nie dowie... Ona Cię do cholery teraz potrzebuje... spokojnie, zajmę się Nią... jest, ale nie na telefon... kiedy wracasz?... czyli za dwa dni?... spoko, dam radę, wszystko się ułoży...no... mi też, przecież wiesz... to do czwartku... obiecuje... no cześć. -rozłączył się.
O co w tym wszystkim chodzi?
_________________________________________________________
Wracam z tym czymś co nazywa się rozdziałem ;3
Taki trochę długi wyszedł ;o

Pod poprzednim rozdziałem miała miejsce taka sytuacja.

Ja wiem, że niezbyt często cokolwiek dodaje, ale zrozumcie, że poza bloggerem mam też trochę zajęć. Oczywiście w Nowym Roku postaram się dodawać częściej, ale nic nie obiecuje!
I trochę głupio wyszło, że były komentarze tylko 4 osób ;c
A co do 'szacunku do czytelników' to... naprawdę mi zależy, żeby ktoś czytał te moje wypociny. Nie mam wpływu na wszystkie komentarze. Gdybym wcześniej go zobaczyła to zapewne bym usunęła, ale tak się nie stało.
Przepraszam za wszystko
I bardzo Was proszę o komentarze. Porównując, np. prolog, a poprzedni rozdział wyświetlenie spadły o połowę i nie wiem czy jest sens pisać to dalej.
Pozdrawiam
6 komentarzy = nn 

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VII

Weszłam na piętro. Drzwi były otwarte. W środku był ogólny bałagan. Poprzewracane krzesła, fotele, a na ścianie kartka 'TĘSKNIŁAŚ?'

***

Łukasz
Od kilku dni Lena mieszka u mnie. Po tym całym zdarzeniu nie mogłem pozwolić, żeby mieszkała sama. Sprzedała swoje mieszkanie. Powiedziała mi również o swojej chorobie.* Wszyscy chcemy jej pomóc finansowo, ale Ona nadal upiera się przy swoim. 'Nie, nie, nie' uhg! Zgodziła się zostać u mnie -przynajmniej tyle. Do momentu, aż zamieszka z Marco oczywiście, bo ta dwójka będzie razem, już my z Agatą tego dopilnujemy. 


               Następnego dnia umówiłem się z Marco. Graliśmy w fifę.
-Jaka ciota! -krzyczałem tracąc kolejną bramkę
-Tak się gra w fife frajerze! 
-No kur...de!
-Idę po jedzenie, zmęczyłem się tym wygrywaniem. -powiedział Marco znikając za drzwiami.
-A weź spieprzaj! 
Telefon Marco leżał spokojnie na kanapie... aż szkoda było tego nie wykorzystać. ^^ Chwyciłem sprzęt do ręki. Napisałem:
'Hej, spotkajmy się wieczorem na pomoście. Marco ;*'
I wysłałem do Leny. 
'Okej, o 18 tam gdzie zawsze? ;3'
'Może być. :)'
W odpowiedzi otrzymałem uśmiechnięta buźkę. Szybko skasowałem wiadomości i odłożyłem telefon. Do salonu wrócił niczego nieświadomy Marco.

Chwile później Marco dostał wiadomość. Odczytał i szeroko się uśmiechnął. 
-Co Ty się tak szczerzysz? -zapytałem wyrywając mu telefon. Zobaczyłem wiadomość od Leny, napisaną przez Agatę oczywiście. -Widzę, że nadal Ci nie przeszło.
-I nie przejdzie. -zabrał mi telefon i napisał dokładnie to samo co Lena. Może Oni byli zsynchronizowani czy coś? 

Lena
Wieczorem ogarnęłam się, przebrałam, wzięłam bluzę i wyszłam na spotkanie z Marco. Blondyn już był w umówionym miejscu.
-Hej. -uśmiechnęłam się.
-Cześć. -Marco mnie przytulił.
-Po co chciałeś się spotkać?
-Chyba ja powinienem o to spytać. -zaśmiał się.
-Yyy... Przecież Ty napisałeś żebyśmy się spotkali.
-Co? Nie. No patrz. -wyciągnął telefon i pokazał mi wiadomości.
-Okeeej. -Zrobiłam to samo.
-O której to było?
-Po 12.
-Łukasz! -Marco zrobił facepalma.- Agata?
-Tak. -zaśmiałam się.
-Kurde, z kim my się zadajemy.

-Kurde, nie wierć się tak! -usłyszeliśmy zza krzaków.

-I wszystko wiadomo... Idę im powiedzieć, ze sami się spalili. 
-Mam lepszy pomysł.





Całowaliśmy się. Nikt nie chciał przerywać...
-Dobra, poszli sobie. -powiedziałam patrząc w kierunku krzaków w których sie chowali.

***
Powiedziałam Łukaszowi i Agacie, że nie jesteśmy razem. Oczywiście dostałam opieprz, że zepsułam ich 'genialny' plan i 'profesjonalne wykonanie'.
-I tak będziecie razem. -zakończył Piszczek.


Kilka dni później...
Siedzieliśmy u Marco i graliśmy w butelkę... na całowanie.
-Okej, teraz za. -powiedziałam i zakręciłam butelką.
Wypadło na Marco... Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chciałam pocałować go w policzek, kiedy ten... odwrócił się i nasze usta się spotkały, znowu.
-Uuuuuu- usłyszałam w tle.
Jakąś godzinę później wszyscy wyszli, zostałam tylko ja.
-Co to było? -zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Lenka posłuchaj. Ja tak dłużej nie mogę, nie moge udawać, że jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Cholernie mi na Tobie zależy. -włożył ręce do kieszeni spodni.- Nie sądziłem, że kiedykolwiek się tak zakocham. Sama wiesz, jak kiedyś traktowałem dziewczyny. Poznałem Ciebie i wszystko się zmieniło. Kocham Cię, kurde! -powiedział. Nie wiem czemu do oczu zaczęły napływać mi łzy. -Ej, nie płacz, skarbie. -przytulił mnie.
-Kocham Cię Marco. -powiedziałam cicho.


Późnym wieczorem, MÓJ CHŁOPAK, chciał mnie odwieść. Kurde, fajnie to brzmi.
-Może sie przejdziemy? -zaproponowałam
-Jak wolisz. -uśmiechnął się.
Szliśmy powoli, deszcz lekko kropił. Po chwili, zmienił się w porządną ulewę. Wiał mocny wiatr i znacznie się ochłodziło.
-Przejdźmy się, tak!
-Jeju, no! Skąd mogłam wiedzieć, że będzie tak padać?
-A idź!
-Dobra. -'obraziłam' się
-Ej, no. -przytulił mnie.

-Łukasz Ci powiedział, prawda?- zapytałam.
-Prawda.
-Nie umie trzymać języka za zębami.
-Oj tam, inaczej bym się nigdy nie odważył tego powiedzieć. -uśmiechnął się. - I niech zgadnę... Tobie też?
-Tak jakby. -zaśmiałam się.
-No jaki frajer!
Teraz, kiedy mam dla kogo walczyć, chce żyć jeszcze bardziej. Jest Łukasz, Agata, chłopcy, dziewczyny i MÓJ Marco <3

***

Marco
W końcu Jej powiedziałem! Już myślałem, że nigdy się nie odważę. A Piszczka jak dorwę to mu nogi z dupy powyrywam. Ale z drugiej strony patrząc, to po części dzięki niemu jesteśmy razem. Mam Ją, osobę, którą kocham ponad wszystko. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział, że kogoś tak pokocham,pomyślałbym że coś mi się popieprzyło. A jednak


Następnego dnia rano obudził mnie dzwonek do drzwi. W samych bokserkach zszedłem po schodach, przeklinając pod nosem, tego, kto śmiał mnie obudzić o 6 rano! Otworzyłem drzwi
-Ej, rudy, Ty się lepiej ubierz, bo laski na zawał padną. -powiedział... Mario!
-Mario? Siema! Wchodź.
-Ostra nocka była? -zaśmiał się
-Nie, ta co Ty. Jeszcze Cię zaskoczę. Poczekaj idę się ubrać, czuj się jak u siebie.
-Pff, przecież wiem.
Poszedłem na górę, ogarnąłem się i wróciłem do przyjaciela. Zastałem go pijącego kawę w kuchni.
-No nareszcie! Już myślałem, że ie wyjdziesz z tej łazienki. Po 40 minutach straciłem nadzieję.
-Nie śmieszne, pff. Na ile przyjechałeś?
-Tydzień.
-Dobre i to. -powiedziałem dodając cukier do kawy.
-To co tam u Ciebie? -zapytał Mario.
-Zakochałem się.
-Ty? HAHHAHAHAHAHAHHAHAAH! Żartujesz sobie? Akurat w to nie uwierzę.
-Sam nie wierzę.
-Jak ma na imię?
-Lena. -powiedziałem dumny.
-Boże, już jej współczuje. Jak Ona z Tobą wytrzyma to jej chyba pomnik postawie.
-Już możesz zacząć. Od wczoraj jesteśmy razem.
-Wow, długo jak na Ciebie. -zaśmiał się.
-Spadaj!
-Poznam Ją?
-Poznasz. Pójdziesz ze mną na trening?
-Pewnie. Nawet nie wiesz jak mi tych naszych treningów brakuje. W Monachium jest strasznie sztywno! A ten cały trener... masakra.
-A nie możesz wrócić?
-Dobrze wiesz, że to nie taki łatwe.


***
-Ej, to przecież dom Łukasza.
-Długa historia. Później Ci opowiem. -Powiedziałem dzwoniąc dzwonkiem. W drzwiach stanęła Lena.
-Hej skarbie. -uśmiechnęła się.
-Cześć.
*ekhem* tak, Mario.
-Czy Ty masz jakiś problem? -zapytałem, śmiejąc się i odwracając się do przyjaciela. - A no tak. Mario - Lena. Lena - Mario. Pasuje?
-Żebyś wiedział. -uśmiechnął się.

-Dobra dupa z niej. -Powiedział mi na ucho w drodze na stadion. 
-Ejej, Ty sobie nie pozwalaj! -dostał z łokcia w bok. -Dobra, bo moja. -zaśmiałem się.

______________________________________________
Jeeeestem! :3
Tak wiem miało być wcześniej, ale no. XD Przynajmniej jest trochę dłuższy. Miały być jeszcze dwie sytuacje, ale nie chce mi się pisać, rozumiecie. ;3
To ten, czytajcie, komentujecie, oceniajcie :)
Następny pojawi się niebawem, nie bójcie się. ^^  I przepraszam za wszystkie literówki i błędy gramatyczne, ale nie chce mi się sprawdzać, wybaczcie ;*
Pozdrawiam ;* 

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział VI



'Nie do wiary, jak szybko płynie czas...'

***
*Miesiąc później*
Minął już ponad miesiąc odkąd poznałam Marco i chłopaków. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak bardzo zmieniło się moje życie. Agata Błaszczykowska z zupełnie obcej osoby stała się moją przyjaciółką, a Łukasz? Najlepszy przyjaciel na świecie. I Marco... Tak strasznie Go kocham, ale boje się, że jak mu to powiem to Go stracę... Od tego zdarzenia pod klubem nie stało się nic. Może już dadzą nam spokój?

***
Rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam Marco.
-Cześć. -powiedział z uśmiechem.
-Hej, wejdź. -gestem ręki zaprosiłam Go do środka.
-Pójdziesz ze mną na trening? -zapytał
-Pewnie. Poczekaj, pójdę się przebrać. Czuj się jak u siebie. -poszłam do pokoju, wybrałam ubrania, następnie przebrałam się i wróciłam do blondyna. Reus stał koło szafki i trzymał w ręce ramkę ze zdjęciem.
-Kto to?
-Moi rodzice. Jedyne co mi po nich zostało, stare zdjęcie. -z uśmiechem przyglądałam się fotografii. Mimo wszystko mocno ich kocham. Chciałabym, żeby byli przy mnie, ale z drugiej strony... Gdyby teraz mnie odszukali i chcieli wszystko naprawić to wybaczyłabym ich? Mam do nich ogromny żal, że mnie zostawili samą... Zapanowała chwila ciszy.
-Idziemy? -zapytał Marco odkładając ramkę na miejsce.
Wyszliśmy  mieszkania. Od stadionu dzieliły nas 4 km. Postanowiliśmy pójść pieszo. Całą drogę śmieliśmy się i rozmawialiśmy. Dotarliśmy do SIP. Marco poszedł do szatni, a ja dołączyłam do Agaty siedzącej na trybunach.
-Hej. -przywitałam się.
-Jak tam? -zapytała z uśmiechem.
-Chodzi Ci o Marco? -zapytałam, a blondynka pokiwała głową. -Z jednej strony dobrze, a z drugiej źle.
-Jak to?
-Bo Marco jest wspaniałym przyjacielem, troszczy się o mnie, pomaga, ale dobrze wiesz, że czuje do niego coś więcej. Czasem mam ochotę go pocałować... Kurde, a jak wiedzę jego uśmiech o już w ogóle.

***

Po treningu poszłam na Marco na spacer. Na wystawie zobaczyliśmy gazetę, na okładce było zdjęcie Mario w koszulce Beyernu. Marco chwilę sie jej przyglądał ze łzami w oczach.
-Tęsknisz za nim prawda? -spytałam nieśmiało.
-Bardzo. Ciągle nie rozumiem jak mógł odejść... Ale zawsze będzie najlepszym przyjacielem. Często gadamy, odwiedzamy się. No ale wolałbym, żeby był tutaj.
-Wróci jeszcze, zobaczysz. -uśmiechnęłam się.
Idąc dalej spotkaliśmy jakąś blondynkę. Kilo tapety...
-Oooo Marco! Widzę, że masz już kolejną zabawkę.
-O czym ona mówi?
-Oj, to Ty o niczym się wiesz? -zaśmiała się.
-Lena, nie zwracaj na nią uwagi, chodź.
-Uważaj na niego. Jeszcze się na nim nieźle przejedziesz.
-O co jej chodziło? -zapytałam, gdy byliśmy trochę dalej.
-Nic.
-Marco, powiedz.
-Ale to nic ważnego. Możemy zmienić temat?
-Jak wolisz.
-Lenka, ale to naprawdę nic ważnego.
-Okej, wierzę Ci...
Mimo wszystko reszta popołudnia minęła w miłej atmosferze. Słowa tej dziewczyny nie dawały mi spokoju. Po powrocie do domu ciągle o tym myślałam. Postanowiłam napisać do Łukasza. Umówiliśmy się, że zaraz do niego przyjdę. Wzięłam bluzę i wyszłam z mieszkania. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Zadzwoniłam do drzwi, w których pojawił się Piszczek.
-Hej. -przywitałam się.
-Cześć młoda. -poczochrał moje włosy.
-Rączki przy sobie. -zaśmiałam się. Weszliśmy do środka.
-Chcesz coś do picia?
-Nie dzięki.
-A może jednak?
-Nie. -uśmiechnęłam się.
-Dobra, co się stało? -zapytał siadając obok.
-Bo szłam z Marco i podeszła do nas jakaś blondi. Ostrzegała mnie przez Nim, a jak Go o to zapytałam to powiedział, że nic ważnego.
-No to pewnie tak jest.
-Łukasz no. -spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-No dobra. Marco zanim Cie poznał miał bardzo dużo dziewczyn, większość na jedną noc. Bawił się nimi, porzucał. Każdą strasznie ranił. Ale kiedy poznał Ciebie zmienił się. Całe dnie chodził taki szczęśliwy, jak nigdy. A kiedy znowu się spotkaliście to cały czas o Tobie nawijał.
-Ale dlaczego mi o tym nie chciał powiedzieć?
-Bo nie chce Cię stracić.
-No ja rozumiem, ale mimo wszystko jesli...
-On się w Tobie zakochał od początku, rozumiesz? -przerwał mi.
-Bo uwierzę. Kłamiesz.
-Ja? Nigdy.
-Jasne. -mruknęłam.
-Czego Ci tak na Nim zależy?
-Nie zależy.
-Widzę właśnie...
-Dobra, ja się będę zbierać, bo już ciemno.
-Odprowadzić Cię?
-Nie, chcę sobie to przemyśleć.Do zobaczenia.
-Ile miłości mmmmmm, pa.- uśmiechnął się.
-Spadaj.
Wyszłam z domu przyjaciela. Myślałam o tym wszystkim. Próbowałam to pojąć. Czyli, że Marco mnie kocha? Ktoś do mnie podszedł. Poczułam zapach perfum Marco. Przez miesiąc bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
-Nie powinnaś tak sama chodzić wieczorami, bo wiesz.
-Nic mi nie będzie. -uśmiechnęłam się. -Marco pamiętasz tą dziewczynę, która nas zaczepiła po południu? -przerwałam chwilę ciszy
-No pamiętam.
-Ja już wiem o co jej chodziło... Czemu mi nie powiedziałeś?
-Skąd wiesz?
- Od Łukasza... No ale czemu mi nie powiedziałeś?
-Bo się bałem
-Czego?
-Że Cię stracę. -złapał mnie za rękę.
-Nie mogłabym odejść. Za dużo dla mnie znaczysz. -uśmiechnęłam się.

***
Rozstaliśmy się pod moim blokiem. Weszłam na piętro. Drzwi były otwarte. W środku był ogólny bałagan. Poprzewracane krzesła, fotele, a na ścianie kartka 'TĘSKNIŁAŚ?'

____________________________________________
Heeeej ;*
Jestem po dość długiej przerwie. Zabijecie mnie za ten rozdział ;-; Miał być całkiem inny, no ale... wybaczcie :))
Dziękuje soł macz na wszystkie komentarze i wyświetlenia <3
9 komentarzy = next
Jeśli następnego nie dodam za przynajmniej 3 tygodnie możecie mnie zabić, pozdrawiam :)

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział V

Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.
***

Marco
Odprowadziłem Lenę do klubu, a sam wziąłem Łukasza i wyszliśmy na zewnątrz. Opowiedziałem mu o zdarzeniu z parku. Znowu zobaczyliśmy znowu tego kolesia. Wkurzyłam się i chciałem do niego podejść, ale Piszczek mnie zatrzymał.
-I co mu powiesz? On może być niebezpieczny.
-W dupie to mam.
-A jak Ci coś zrobi?
-A jak zrobi coś Lenie? - wyrwałem mu się i podszedłem do nieznajomego, a Łukasz za mną.
-Jakiś problem? - zapytał udając głupiego.
-Co Ty od niej chcesz? - zdenerwowałem się.
-Od tej szmaty? Zupełnie nic. -szyderczo się uśmiechnął.
-Jak ją nazwałeś? -odepchnąłem go.
-Szmata. Przeliterować?
-Już nie żyjesz! - zaczęliśmy się szarpać, aż Łukasz nas rozdzielił. A ten ciągle się uśmiechał...
-Puść mnie to mu zmażę ten uśmieszek z ryja. -Próbowałem się wyrwać.
-Chcesz mieć więcej kłopotów? 

Chwilę później...
-Nieźle się wkręciłeś w tą dziewczynę... Czemu Ci tak na niej zależy>
-Bo ją kocham. -Łukasz spojrzał na mnie zdziwiony. No tak, do tej pory traktowałem dziewczyny jak zabawki. -Znaczy lubię. -szybko się poprawiłem.
-Mnie nie oszukasz. Zakochałeś się.
-I co z tego?
-Czemu jej tego nie powiesz?
-Powiem, ale jeszcze nie teraz.
-Bo?
-Bo boje się, że ją stracę...
Wróciliśmy  pod klub. Przed drzwiami czekała zdenerwowana Lena.
-Co Ci się stało? -bardziej się zdenerwowała. No rzeczywiście... lała mi się krew z nosa i miałem podbite oko, ale tym razem lewe. (y)
-Nic takiego...
-Jak to nic. Przecież widzę.
-Powiedzmy, że stanąłem w twojej obronie. Idę się ogarnąć. -uśmiechnąłem się.

Lena
Marco poszedł do łazienki, a ja zostałam z Łukaszem. Opowiedział mi o tym, co się stało. Byłam im bardzo wdzięczna, bo mimo, że tak krótko mnie znają, tak mnie bronią i pomagają, ale byłam zła na siebie, że do tego dopuściłam. Marco nie może się tak narażać. Jeśli mu się coś stanie ja sobie tego n i g d y nie wybaczę. Łukasz poszedł do środka, a ja postanowiłam zostać przed klubem. Podszedł do mnie jakiś koleś, chyba ten sam, którego widziałam w parku. Chciałam wejść do środka, ale on złapał mnie za rękę.
-Puść mnie! -krzyknęłam
-Jeszcze oboje tego pożałujecie. -szepnął
-Zostaw Marco w spokoju! 
-W snach kochanie. A to, żebyś mnie zapamiętała. - przejechał mi żyletką po przedramieniu i uciekł. Od razu z rany wypłynęło dużo krwi. Z klubu wyszedł Marco.
-Lena! Co się stało?
-To on! Mówiłam Ci, że będą się mścić! -płakałam
-Zabije! -zdenerwował się. -nie płacz. -przytulił mnie. -Bardzo boli?
-Możesz mnie odwieść?
-Poczekaj, powiem Łukaszowi, że już się zmywamy.
Po chwili Marco był z powrotem. Wsiedliśmy do samochodu. Blondyn opatrzył mi rękę bandażem. Zegar wskazywał 2:15. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do domu Reus'a.
-A dlaczego tutaj, a nie u mnie?
-Chyba nie myślałaś, że zostawię Cię samą. -zaśmiał się.
-Ale...
-Ale? Nie ma ale. Wysiadamy.

W środku...
Marco ponownie opatrzył rękę.
-Jak do jutro nie będzie lepiej jedziemy do szpitala.
-Okej... -niechętnie się zgodziłam. -Mógłbyś mi dać jakąś koszulkę?
-Pewnie. - poszedł do garderoby i przyniósł to o co poprosiłam.
-Dzięki. -blado się uśmiechnęłam
-Ejej, co to ma być? Chyba się obrażę.
Nic nie powiedziałam tylko podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-Już lepiej. -powiedział słodko sie uśmiechając.
-Głupek. -zaśmiałam się i poszłam do łazienki na piętrze. Czułam, że coraz bardziej się w Nim zakochuje... On nie może się o tym dowiedzieć, bo to zniszczyło by naszą przyjaźń. Wolę udawać, że jest dla mnie przyjacielem i mieć go blisko, niż powiedzieć mu prawdę i go stracić. Wyszłam z łazienki.
-W kuchni. -usłyszałam. No tak, przecież wiem gdzie to. -,- Zeszłam do schodach do salonu, na szczęście kuchnia była obok, tylko dlaczego nie zauważyłam jej wcześniej?
-Słodko wyglądasz. - uśmiechnął się. -chodź na górę.
-Serio? Znowu muszę wchodzić po tych schodach?
-Hmm... nie. -Poczułam, że się unoszę
-Skoro nie chcesz iść to Cię poniosę. - śmiał się i powoli wchodził po schodach.
-Postaw mnie głupku. -również się śmiałam.
-Jeszcze chwilkę... i już. -powiedział kładąc mnie na łóżku w swojej sypialni. - I widzę, że humorek lepszy.
-Głupi jesteś.
-Wiem. - znowu ten słodki uśmiech. *o* -Ja śpię na dole. Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj. -znowu uśmiech.
-Dobranoc. -również się uśmiechnęłam.
Ułożyłam się wygodnie. Cały czas myślałam o Marco... Miałam przed oczami ten jego słodki uśmiech. Zasnęłam... ale nie na długo. Obudziłam się przerażona tym co zobaczyłam we śnie. Było to coś, co chciałam zrobić już dawno. Nie mogłam o tym nikomu powiedzieć, nawet Marco.
-Co się stało? - Zapytał przerażony stojąc w drzwiach. - usłyszałem twoje krzyki. -Zaraz... jakie krzyki? Od pewnego czasu mam te koszmary, ale nigdy nie krzyczałam przez sen, a może mi się tylko tak wydawało.
-Koszmary...
-Zostać z... albo nie to głupie.
-Zostań. Połóż się obok. -uśmiechnęłam się, a On zrobił to o co poprosiłam. 
-Jejku, cała się trzęsiesz. Przytulić?
-Jak możesz. -przytuliłam się do Marco i zasnęłam. Czułam się bezpiecznie. Gdyby ktoś nas teraz zobaczył nie uwierzyłby, że jesteśmy przyjaciółmi...
____________________________________________
Jestem! :D
Przepraszam, że dopiero teraz dodaje ten rozdział, ale zwyczajnie nie miałam czasu :)
Nie wierzę, że to już koniec tych wakacji... Wam też tak szybko minęły? :< 
A co do rozdziałów podczas roku szkolnego. Powinny się pojawiać raz na tydzień góra dwa, obiecuje ;p
Czekam na Wasze komentarze :)
Pozdrawiam i życzę miłego powrotu do szkoły ;3 *o ile to możliwe ;p*

9 komentarzy = next ;3

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział IV

Rozdział IV

‘Teraz jest mi tak cholernie smutno, że chcę o tym komuś powiedzieć,
ale to musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może i nie ma jak mnie zranić.’

***
                Wróciłam do mieszkania i włączyłam telewizor. Byłam głodna,, więc zrobiłam sobie jedzenie. Kiedy skończyłam jeść, zaczęłam przygotowywać się do wyjścia z Marco i jego znajomymi. Najpierw wzięłam prysznic, a następnie poszłam do pokoju, żeby wybrać ciuchy. Postawiłam na sukie
nkę i szpilki. Ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż. Na co dzień robię jedynie kreski, nie lubię się malować. Następnie pokręciłam włosy. Założyłam łańcuszek i bransoletkę. Równo o 18 dostałam wiadomość od Marco. Wyjrzałam przez okno. Stał oparty o swój samochód. Tak słodko wyglądał. Ej, Lena… tylko się nie zakochuj! Wyłączyłam telewizor, zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół.
-Cześć. –powiedział blondyn.
-Hej. –uśmiechnęłam się.
-Ślicznie wyglądasz. –zbliżył się do mnie i pocałował w policzek. Poczułam się tak… wyjątkowo. Ugh! Ogarnij się.
-Ty też nie najgorzej. –odpowiedziałam. Marco był ubrany w czarne rurki i białą koszulę. – I nawet nie widać, że masz podbite oko. – zaśmialiśmy się.
-Zapraszam. –powiedział otwierając drzwi samochodu.
Usiadłam na miejscu pasażera, a Marco zajął miejsce kierowcy. Po kilku minutach drogi zatrzymaliśmy się przed jakimś domem.
-Po co tu stoimy? –zapytałam kiedy wysiedliśmy z auta.
-To dom Agaty i Kuby. –pokazał na młode małżeństwo kierujące się w naszą stronę.
Przedstawił mnie i wsiedliśmy się a następnie do samochodu Marco. Po jakimś czasie dojechaliśmy do klubu w centrum miasta. Przed rozpoczęciem zabawy poznałam Roberta, Anię, Matsa, Cathy,, Nuriego, Tugbę, Mitchella, Riri i Svena. Na końcu przywitałam się z Łukaszem, który jako jedyny, oprócz Marco, wiedział o wszystkim. Przyznam, że z nim i Agatą rozmawiało mi się  najlepiej. Dziewczyna Łukasza – Camilla od początku wydała mi się jakaś dziwna. Była taka sztucznie miła. Miałam wrażenie, że jest ciągle patrzy na Marco i że jest o niego… jakby zazdrosna. Może to tylko moje głupie wrażenie.
Przez cały wieczór bawiłam się świetnie. Wszyscy byli mega przyjaźni. Było już ciemno, akurat gadałam z Riri, kiedy podszedł do mnie Marco.
-Porywam Ci ją na chwilę. –powiedział z uśmiechem do dziewczyny.
-Marcooo, ale ja już nie dam rady tańczyć.
-To chodź na spacer. –uśmiechnął się. – Tu niedaleko jest park. –spojrzał na mnie.
-Dobra, wygrałeś.
Wyszliśmy z klubu, a następnie kierowaliśmy się do parku. Chodziliśmy ścieżkami i rozmawialiśmy.
-Czy tylko ja mam wrażenie, że Camilla jest o Ciebie zazdrosna? – zapytałam
-Camilla? –zdziwił się. – Nie, nie sądzę. Ona ma Łukasza.
-Nie wiem…
-Też jej nie lubię. –zaśmiał się. –chodź, usiądźmy tutaj. –wskazał na ławkę.
-Siedzieliśmy i patrzyliśmy na gwiazdy.
-Ta jest moja. –pokazałam na największą
-Ej, ja ją chciałem – ‘zasmucił’ się – to tamta jest moja.
-Nie chce Cię martwić, ale to samolot…
-W takim razie moja siedzi obok. –przysunął się do mnie i chciał pocałować. –Przepraszam.
-Nic się nie stało. –uśmiechnęłam się i zapanowała cisza.
-Nie zimno Ci? –blondyn przerwał niezręczny moment.
-Troszkę.
-No to wracajmy.
-Wolę tu posiedzieć. –uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Nie mam bluzy ani nic, ale mogę Cię przytulić. –popatrzył na mnie
-Musisz być taki?
-To znaczy jaki?
-Taki… kochany.
-Chyba tak. –powiedział po chwili zastanowienie przymrużając oczy. Zaśmialiśmy się, a On mnie objął. Położyłam głowę na jego ramieniu.  Siedzieliśmy tak przez chwilę, nic nie mówiąc.
-Wracamy? –zapytałam
-Jak chcesz. – wstał z ławki i ruszyliśmy do klubu. Miałam wrażenie, ze ktoś nas śledzi. Od razu powiedziałam o tym Marco. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam postać chowającą się za drzewami.
-Marco, tam ktoś jest. Boję się…
-Nie bój się. Przecież jestem. –przytulił mnie próbując uspokoić. Jednak czułam, że sam się zdenerwował.

_________________________________________
Jestem! <3
Jejku, jaki krótki :c Ale spokojnie jeszcze tylko jeden taki, a później mam już napisane dłuższe :)
Wczoraj wróciłam z Wrocławia i powiem Wam, że jest tam naprawdę świetnie *o*
Dziękuje Wam za komentarze :) 
Jutro chyba wyjeżdżam, więc nie wiem kiedy dodam kolejny, ale postaram się jak najszybciej :)
Pozdrawiam i do zobaczenia ;* 

8 KOMENTARZY = NEXT ;3
CZYTASZ? - SKOMENTUJ ;*